kiem wiedzieć. Niezmiernie chciało się jej posłać kamerdynera i prosić go do siebie pod jakimkolwiek pozorem, nie wiedziała tylko jak się z tego ciotce wytłómaczyć i pozwolenie jej uzyskać. Kręciła się długo z tą myślą, a nie przywykła do milczenia i udawania, w końcu wybuchła nagle.
— Ale jakże my tak możemy wytrzymać w zupełnej nieświadomości, doprawdy zasnąć nie będzie podobna! Ja się koniecznie muszę dowiedzieć, choćbym po pana Karola posłać miała — dodała ciszej nieco zarumieniona.
— Ależ mogłabyś posłać po kogo innego — odezwała się ciotka. — Po księcia L. lub hr. K., przyznam się, że toby było przyzwoiciej...
— Kiedy ciocia tak mówi — odezwała się żwawo Jadwiga — to niechże ja raz wiem, co ciocia ma przeciwko Karolowi?
— A! Ja nie przeciwko niemu nie mam, może to być bardzo zacny młody człowiek, ale widzisz moje kochanie, nie jest to zupełnie właściwa dla ciebie znajomość. Młody chłopak ubogi, nie naszego świata, nie z naszego towarzystwa, ty go tak jakoś bardzo ośmielasz, gotowo mu się w głowie zawrócić.
— Niech ciocia będzie spokojna, prędzej się tym wszystkim fircykom pozakręcają
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/72
Ta strona została skorygowana.