głowy niż jemu, dumniejszy on jest od granda hiszpańskiego, i dla tego samego, żem ja bogata a on ubogi, nigdy o mnie nie pomyśli.
Ciotka się zlekka uśmiechnęła.
— No, no, rób sobie jak chcesz, ja ci się nie sprzeciwiam...
Jak strzała pobiegła panna Jadwiga do dzwonka, Chochlik szczekając za nią, wszedł kamerdyner, któremu kazano pójść prosić pana Karola, pies się za nim wyśliznął.
W chwilę potem otwarły się drzwi i ukazał się naprzód Chochlik z wielce tryumfującą miną, ciągnący za połę czamarki pana Karola, za nim sam obżałowany. Na twarzy przybyłego męskiej, przystojnej, energicznej, w tej chwili odbijał się cały niepokój, całe wzruszenie, jakie wypadki dnia tego na każdym wypiętnować musiały. Wszedł zmieszany i nie śmiały, trochę się broniąc psu, który z radością biegał koło niego, podskakiwał i naszczekiwał, jakby go do zabawy wyzywając.
— Najmocniej przepraszam pana — podając mu rękę, odezwała się Jadwiga — ale niepodobna wytrzymać w tej głuchej ciszy o niczem nie wiedząc, na miłość Bożą cóż się stało? Jak się to skończy?
— Wszak panie wiedzą — rzekł Karol
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/73
Ta strona została skorygowana.