Panna Jadwiga nie umiała sobie wytłómaczyć tego wstrętu, jaki czuła dla bohatera zamkniętego w jej pokoju. Przy swym charakterze energicznym i śmiałym byłaby pewnie sto razy pobiegła mu na ratunek; jakaś niewidzialna siła wstrzymywała ją. Obmyśliwszy wszystko, co było potrzeba dla wygody chorego, zabrawszy swe sprzęty i znalazłszy powód do pozostania przy ciotce, dała mu chorować spokojnie, nie bardzo się o niego troszcząc.
Może też ci kochankowie ranni, których tylu spotyka się w romansach, wstrętliwie pospolitym czyniły dla niej ten wypadek. Nie chciała być heroiną z powieści i to jeszcze oklepanej i spowszedniałej.
Wprawdzie i pan Juliusz nie bardzo na współczucie zasługiwał, należał on do tego świata paniczów, z którego Jadwiga nielitościwie szydziła. Więcej Francuz niż Polak, człowiek bez żadnych przekonań, zużyty i wyżyty, był dla niej ideałem istoty antypatycznej. Żyć zaczął w bardzo mło-