czasu jak wyzdrowiał, na myśl jej przyszło, że mógł z szlachetnie mu dozwolonego pobytu korzystać w sposób niegodny, oburzało ją to tak silnie, że wszelkiemi sposoby starała mu się okazać nietylko obojętność, ale wstręt prawie, Juliusz jednak jakby tego nie widział, lub nie rozumiał wcale, nie zmieniał trybu postępowania, przybierał to dziwny jakiś ton poufały, to poważny i protektorski, to prawie szyderczy, to przesadnie miłosny i czuły Nic go nie zrażało, jak gdyby nadto był pewien uczuć Jadwigi i takiemi fraszkami lub chwilowemi dziwactwy wcale się nie zaprzątał. Postępowanie jego było tak zuchwale obrachowane, iż łatwo w błąd wprowadzić mogło.
Dumna dusza Jadwigi oburzała się na ten ucisk, na tę przewrotność z dziwnym machiawelstwem wyspekulowaną. Od dawna postanowiła mu dać uczuć wobec obcych niewłaściwość jego postępowania, okoliczność nastręczała się dobra, świadków było dosyć, a stan duszy usposabiał do śmiałego wyrazu.
Juliusz oparł się na poręczy jej krzesła, a twarz jego od mężczyzny wyzywała policzka, od kobiety przynajmniej równego mu słowa. Jadwiga zarumieniła się jak wiśnia, oczy jej zapłonęły gniewem, ścięła
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/87
Ta strona została skorygowana.