jakby z pewnym tryumfem, dotknęło wszystkich.
— Mój Juliuszu — rzekł hr. Albert — zdaje się, jak gdybyś już pannę miał w kieszeni, przyznam się, że mnie to mocno dziwi, ale jeśli tak jest, pozwól sobie powinszować i odkryj-że nam szczerze to swoje szczęście...
Hr. Albert nie dokończył, wieczerza już była doszła do szampana, w głowach nieco szumiało. Juliusz milcząc, pił dużo, był więc może w tym stanie podbudzenia, w którym nie tak bardzo obrachowywa się słowa.
— Panowie pojmujecie — rzekł — iż galantuomo czasem jest zmuszony do milczenia szczególnemi względy.
— Doskonale to pojmuję — zawołał hr. Albert — gdy nie idzie o małżeństwo, bo jużciż nie spodziewam się, żeby miało być morganatyczne?
— Ale do pewnego czasu — odparł Juliusz — może być potrzebną tajemnica.
— W takim razie — rzekł Gros — pozwól sobie powiedzieć, że ją trochę lepiej zachowywać należy. Choć nie mówisz nie, ale powiedziałeś wszystko.
— A mnie się zdaje — przerwał porywczo Edward, który się zaczerwienił — że to, co pan Juliusz powiada i to co
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/96
Ta strona została skorygowana.