Wszyscy się uśmiechają.
Marszałek. Zaimprowizuj Pan co z łaski swojéj.
Wszyscy. Prosimy! prosimy! otaczają go kołem. Edmund daje się uprosić i poczyna Elegią, zaczynającą się od dzikich pustyni, a kończącą na zielonych oazach, rymujących z głazami. Sędzia w czasie improwizacyi, stoi na przeciw syna, applauduje, rzuca się, chwyta wszystkich za ręce, uderza kolanami, zmusza do słuchania, na końcu porywa się za głowę. Wszyscy klaskają, winszują; kłaniają się. Sędzia w zachwyceniu łzami się zalewa i chustką zatabaczoną łzy ociera. Doktorowa blednieje i mdleje na krzesełku z przesytu uczucia, trzezwią ją piórem osmaloném, które kuruje to, co pióro podsmalone zrobiło nieostrożnie dotykając słabych nerwów —
Edmund improwizuje dalej
Gustaw i Henryk. (w kącie) Wielkie głupstwo!
Któś trzeci. A większa zarozumiałość.
Sędzia (płacząc) powiadam że Jeniusz!
Sędzina. Kochany mój Muncio! Jemu być królem a najmniéj ministrem — Dajcież mu wody z cukrem.
Doktorowa, Co za czułość, co za wzniosłość uczuć!
Henryk. Co za brednie!
Marszałek. Ozdoba naszego powiatu!
Podkomorzy. Cieszym się, iż tak znakomity poeta urodził się w naszej prowincyi
Rejent. Nic nie zrozumiałem, ale prześliczne wiersze! podobnych Krasicki nie napisał — (D. P.)