Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/13

Ta strona została skorygowana.

Wysocka pocałowała ją w czoło, ruszając ramionami.
— Dajże ty mi pokój z tem — rzekła, kaszląc — tyś do tego nie zwykła, a to mój chleb powszedni!!
Łzy jej w oczach stanęły.
— Ani ty, ani ja dziś nie zrobimy wiele, bo i ręce drżą i w głowie się przewraca, ale dlatego z głodu umierać nie trzeba.
Zmierzchać zaczęło, gdy siedli do stołu, ale Albinie wcale się jeść nie chciało. Ukroiła sobie tego chleba czarnego i twardego, którym żyli jej rodzice i dwie łzy zrosiły pierwszy jego kawałek, do ust niesiony.
— O Boże mój — rzekła sobie w duchu — daj mi być im istotnie podporą i pomocą, a nie troską i ciężarem.




Miesiąc upłynął od przybycia Albiny do Rudki, gdy Mosiek, jadący do miasteczka, zabrał dla oddania na pocztę list do przyjaciółki jedynej, jaką zostawiła w Warszawie.
„Droga moja Lucynko!... Przyrzekłam ci dać wiadomość o sobie jak najrychlej; kilka tygodni upłynęło od czasu, gdy przybyłam do rodzicielskiej chaty, a nie miałam ani odwagi, ani sposobności, ani nawet ochoty odezwania się do ciebie.
„Przypomnij sobie, jakeśmy ostatnich dni pobytu mojego w Warszawie, chodząc po Saskim ogrodzie, wyczerpywały wszelkie możliwe rozwiązanie tej zagadki mojego życia!... Niestety, Lucynko moja, pamiętasz pewnie, iż moje domysły i życzenia były nadzwyczaj skromne. Nie spodziewałam się wiele, przeczuwałam, co mnie czeka, nie marzyłam o niczem nietylko świetnem, ale nawet skromnem... Gotową byłam do znoszenia ubóztwa.
„Ale to, co tu znalazłam, przeszło zupełnie moje pojęcie, wszystko co nam się możliwem wydawało.
„Nie wiem, czy kiedy kto znalazł się nagle nad taką, jak ja, rozpaczliwą przepaścią!! A jednak — ja nie rozpaczam. Zachowałam męztwo i nie tracę nadziei, że podołam temu, co mam za obowiązek, co jest koniecznością — jeżeli mam żyć!
„Nie bierz tego zbyt tragicznie — ja już ostygłam nieco, choć w istocie położenie twojej Albiny było i jest czemś — czemś, co się trudno odmalować i wypowiedzieć daje.
„Zacznę od tego naprzód, że rodziców znalazłam nie w ubóztwie, ale w prawdziwej nędzy! w stanie jakiegoś odrętwienia na nią, starych, znużonych, chorych — i na duchu, na umyśle tak upadłych, że gdyby się nie umieli modlić, zdziczeć by musieli.
„Co oni wycierpieć, przebyć, co za sobą pozostawić musieli! Mój Boże, jest to przepaść niezgłębiona, w którą ja nie śmiem zaglądać.
„Nie wiem, czy ty kiedy byłaś na wsi, w chłopskiej, ubogiej chacie? W takiej ja teraz mieszkam z nimi. Nie wiem, czy masz wyobrażenie, co to jest życie stworzenia przykutego do ziemi, zmuszonego uprawiać ją w pocie czoła? które dla chleba musi zaprzedać niemal duszę, bo nie ma ani czasu, ani siły wyzwolić jej z więzów ciała? Takiemi istotami, machiną, skazaną na uprawę jałowego zagona, byli i są biedni rodzice moi, którzy zestarzeli w nieustannej trosce o czarny chleb powszedni!
„Życie moje z tą biedną Wanczurską zaprawdę nie było rajem, ale miałam chwile odetchnienia, myśl mogła bujać swobodnie, słyszałam mowę ludzka wyrażającą myśli skrzydlate, podnoszące się nad ziemię... a tu! Jakże ja ci mój stan odmaluję i mój byt wśród tej zaduszającej atmosfery? Ale, słuchaj!
„Moi starzy, pomimo nędzy, są czyści i poczciwi, trzyma ich po nad falami, któreby pochłonąć mogły: Ojcze nasz i katechizm.
„Nigdy dobrodziejstwa tej nauki, która zaspakaja prostaczków i mędrców, nie uczułam silniej.
„Matka moja chodzi od rana do wieczora około gospodarstwa z tą modlitwą na ustach, która jej trud osładza. Ojciec również jest pobożny, a choroba i cierpienie podnoszą w nim jeszcze duszę do Boga. Po za tym objawem duchowym, innego życia tu niema, tylko czysto smutnie zwierzęce.
„Sług nie mamy prawie, bo ich nie możemy opłacić drogo, a ci, których dostajemy tanio, są czemś tak biednem, że wstręt bierze patrzeć na nich. Matce pomaga baba pijana prawie cały dzień, najzłośliwsze i najograniczeńsze stworzenie, jakie w ludzkiem ciele wystawie sobie można.
„Chłopak, który wyręcza ojca, wychował się wśród tych, co go tylko mogli oszukiwać i myśleć o sobie. Młodość dodaje mu tylko siły i zręczności pewnej do złego. Czy to są tak zepsute natury? Wcale nie, życie je, przykład, ludzie, wśród których się obracają, uczynili takiemi, jakiemi są.
„Lecz spostrzegam, że mówią ogólnikami, dla ciebie niezrozumiałemi, gdym ci raczej malować powinna.
„Próbujmy obrazków.
„Oto masz biedną matuś moją.