„Nie będę ci już chyba opowiadała, jakich fortelów dopuścił się ten biedny dziedzic, aby mieć pretekst wejścia do naszej chaty, w której dotąd nie był nigdy; dosyć, że jednego poobiedzia, gdy ojciec zasnął, a matka się krzątała swoim zwyczajem około biednego gospodarstwa, ja zaś, pierwszy raz dobywszy książkę, probowałam, czy jeszcze czytać potrafię, ujrzałam na progu postać tak oryginalną, że mi na myśl przyszła karykatura Kostrzewskiego!
„Jest to stary kawaler, ale pewien, że jeszcze za młodego uchodzić może. Twarz poczciwa, uśmiechnięta głupowato; postawa osobliwa, ruchy nie wysłowione... Ubiór wiejsko-myśliwski, krawat kolorowy, więcej nie pamiętam...
„Domyśliłam się, kto był, bom o nim już słyszała od Mośka... Wszedł z taką brawurą, iż w początku nie miał ochoty zdejmować starego ryżowego kapelusza, ale po chwili jednak namyślił się i — był grzecznym.
„Wstałam, aby nie zostać w długu.
„Rozmowy chyba powtarzać nie będę...
„Śmiał się ciągle, a mnie co chwila mocniej płakać się chciało.
„Sądzę, że jużci p. Bodiakowski czytać i pisać chyba umie, ale czy kiedy z tej nauki wielki użytek robił, nie ręczę... Czuć w nim zadomowionego wieśniaka.... Pojmujesz, że tego rodzaju człowiekowi zrozumieć mnie i mojego położenia było niepodobieństwem. Zdumiała go niesłychanie książka, którą trzymałam w ręku... Wydał się z tem, iż czytania dla czytania nie rozumie, wytłumaczył je sobie tem, ze ja się usposabiam — do dzieci!
„Nie zaprzeczyłam.
„W istocie przyjdzie może do tego, że przyjmę jakiś obowiązek, aby więcej zarobić dla rodziców, niż im pracą rąk w domu dać mogę.
„Tymczasem znajduję jakąś gorzką przyjemność w tej walce z nędzą, z głodem, z niewygodami.
„Chciałabym ci opisać tego pierwszego tu spotkanego człowieka, który mógł z pewnych względów przypomnieć mi miasto i niektóre jego brukowe zjawiska, ale nie potrafię! Nie, potrzebaby go rysować lub malować, a i to nie starczyłoby, aby dać wyobrażenie oryginalnych ruchów i dziwacznej fizjognomji. Wydał mi się jakimś niezłym, ale bardzo ograniczonym człowiekiem. Z jaką ciekawością i zdumieniem przypatrywał mi się, bo mu na tle tej chaty, choć bardzo skromnie i ubogo przyodziana, musiałam się także wydać czemś niespodziewanie dziwnem. Jestem pewną, że inaczej sobie wyobrażał córkę Wysockich.
„Zawiązawszy raz rozmowę, którą dopełniały uśmiechy, wykrzywiania się, konwulsyjne poruszenia bardzo niespokojnemi nogami, nie mógł jej skończyć. Chciał wiedzieć wszystko o mnie, a szczególniej przeszłość, z której ja nie miałam najmniejszej ochoty przed nim się spowiadać. Krótkie moje, lubo grzeczne, odpowiedzi, wątpię, by go zaspokoiły lub mogły mu się podobać.
„Po krótkim więc pobycie w chacie naszej, zabrał się do pożegnania.
„Rodzice moi w czasie bytności jego oboje stali, a ojciec, choć z nogami obrzękłemi, oparty na kiju siąść się nie ważył. Matka, z nową chustką na ramionach... zdala, przy piecu, tak zbiedzona mi się wydawała, z twarzą na ręku podpartą, z głową smutnie spuszczoną, że mi jej okrutnie żal było.
„Mosiek nazajutrz nie omieszkał matce mojej powinszować tego, iż dziedzicowi bardzo się panienka podobała, co mnie wcale nie uradowało. Miał chwalić mnie z urody i wyrazić, że się wcale nie spodziewał znaleść tak „miłego stworzenia”!
„Wystaw sobie Lucynko, jak mnie to w pychę wbić musiało... pochwała z ust pana dziedzica!...
„Nim obmyślę, co mam począć dalej, aby pogodzić byt znośny z obowiązkiem względem rodziców, staram się im choć po trochu być użyteczną.
„Matka i ojciec ciągle mnie namawiają, ażebym sobie szukała kondycji, jak oni nazywają, to jest służby jakiejś we dworze... ja wolałabym im służyć w chacie; chociaż może w istocie lada najęta dziewka prosta, nieskończenie byłaby skuteczniejszą im pomocą.
„Nie przywykła do trudu ręcznego, nie dobrze go znoszę, męczę się prędko — krew mi oblewa twarz, muszę siadać i odpoczywać. Stosunkowo lepiej przywykłam do prostych pokarmów.
„Przypadkiem między mojemi książkami znalazłam jakąś wiejską gospodynię, z której teraz pilno się uczę około kuchni i nabiału coś więcej nad to, o czem słyszałam.
„W wielu razach mogłam już matce coś objaśnić, ułatwić, coś w domu polepszyć.
„Uczę się wielu drobnych rzeczy... W chacie chciałabym zaprowadzić więcej porządku, wprowadzić do niej więcej światła i powietrza, samą izbę uczynić trochę schludniejszą. Matce było to niepodobieństwem...
Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/15
Ta strona została skorygowana.