Myślał i przemyśliwał. Chód jego niekiedy stawał się powolny... maszerował jak żołnierz, potem podbiegał żywo, stawał, kroczył ogromnem stąpaniem, jakby rozmierzał izbę... Uśmiechał się do siebie i marszczył... a tak był przy tem wszystkiem zatopiony w sobie, iż wcale nie zważał, co się działo dokoła...
Bodiakowski nie cierpiał, aby mu z folwarku ptactwo pod dwór przychodziło... było to najsurowiej zakazanem, tymczasem kogut nietylko że wpadł na ganek, ale usiadł wygodnie na poręczy od ławy i piał...
Pan Hieronim go niesłyszał.
Chłopak, przy pokojach będący, podpatrywał go ciekawie i myślał głęboko... co tak pana zajmować może...
Smutku nie widać było na twarzy, owszem, chwilami się uśmiechał, ale zaraz potem marszczył ookrutnie i wąsa kręcił zakłopotany.
Podskoczył, stanął, spojrzał na karty rozłożone na stoliku i siadł do pasjansa, który miał zapewne wątpliwości rozstrzygnąć...
Co mu powiedziała kart wyrocznia, trudno było zgadnąć; zmieszał je nagle, wstał i wyszedł na ganek.
Tu ziewnął, spłoszył koguta i znowu się w myślach zatopił.
Zajrzawszy w głębię tajników duszy pana Bodiakowskiego, straszne tam rzeczy można było oglądać.
Stary kawaler, dotąd nieposzlakowanego prowadzenia się — miał złe myśli.
Podobała mu się bardzo Albina — marzył i śnił o niej.
Wiedział z odgłosu, że ludzie miewają kochanki, że, nie żeniąc się, czasem się przywiązują do osób, nawet niezupełnie równego stanu.
Pytał się więc siebie, czyby i on nie mógł w Albinie znaleźć — kochanki.
Ożenienia nie przypuszczał nawet! nie — ale wszystkie kombinacje, o jakich słyszał kiedy: wydanie za mąż za oficjalistę i t. p. przypominał sobie.
Dziewczę było ubogie, rodzice jej na jego łasce. Ludzie, choćby się czego domyślali, kawalerowi tak dalece tej fantazji wziąć za złe nie mogli.
Mnogie przykłady przychodziły mu na myśl.
Albina — musiał to przyznać — podobała mu się niesłychanie.
Myśląc o niej, oko zmrużał i pięść ściśniętą przykładał do skroni.
— Niech ją djabli wezmą!! — szeptał. — Żadnej panny tu na całą okolicę niema, któraby się z nią mierzyć mogła... a to — prosta córka budnika! Niech ją wszyscy... wezmą!!
Co się tyczy wzajemności, Bodiakowski nie mógł nawet przypuścić, ażeby jej nie miał jaknajłatwiej otrzymać. Patrzył w zwierciadło, poprawiając bokobrody, i śmiał się do siebie.
— Zuch! — mruczał.
Szło tylko o to, jakby, zbytnio oczu nie zwracając, zbliżyć się do panny Wysockiej. Ciągle do chaty zachodzić? niepodobieństwo...
Wpadł na ten pomysł szczęśliwy, ażeby ekonomowa Burchowska poznała się z nią, poprzyjaźniła i ściągnęła ją na folwark do siebie.
Stara ekonomowa była mu zupełnie oddaną, obawiając się oddawna, aby mężowi jej miejsca nie wypowiedział, więc gotową była na wszystko.
Bodiakowski chciał to ubrać w politowanie nad biedaczką.
Układał tak zawczasu plan przyszłej kampanji, ale znudzony długiem siedzeniem w domu, jednego dnia nagle kazał zaprzęgać i pojechał do pułkownika.
Pułkownik był jego sąsiadem, także starym kawalerem, zamożniejszym daleko od pana Hieronima i namiętnie grywał w wista, gdy się trzech zebrało, w inną jakąbądź grę, gdy było dwóch. Od pułkownika, którego nie zastał, wracając, głodny Bodiakowski, miał na drodze Sosenki.
— Zajadę do sędziny, choć kawy mi da — rzekł w duchu i zawołał na woźnicę, aby do dworu nawrócił.
Było to nazajutrz po przybyciu Albiny do Sosenek.
Wchodzący niespodzianie Bodiakowski do saloniku, zastał tu ową marzoną swą przyszłą kochankę na ożywionej rozmowie z sędziną.
Zmieszało go to mocno!
Czarlińska więc już ją opanowała!...
Albina, zobaczywszy swego... pana, zdaleka go pozdrowiwszy, najwłaściwszem znajdowała wysunąć się z salonu.
Miał jednak czas pan Hieronim objąć ją wzrokiem pożądliwym i znalazł jeszcze piękniejszą, niż mu została w pamięci.
Sędzina, po przywitaniu, przejęta jeszcze wrażeniem, jakie na niej uczyniła Albina, wkrótce mówić zaczęła o niej i nie mogła się wstrzymać od pochwał. Szepnęła w końcu bardzo cicho Bodiakowskiemu na ucho (aby córka nie posłyszała), iż — kto wie! — gotowaby ją wziąć do siebie.
Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/20
Ta strona została skorygowana.