Wszyscy zamilkli, a Bodiakowski zanotował to sobie.
Co się z nim działo od czasu, jak po raz pierwszy zobacył Albinę, tego on sam sobie wytłumaczyć nie umiał. Niespokojny chodził, myślał, opędzał natrętnie mu przed oczyma stojącą twarzyczkę, gniewał się sam na siebie, i nie przestawał wzdychać do niej. Nigdy w życiu nic podobnego nie doznawał.
W domu, ciągnąc kabałę, chodząc po pokoju w podrygach, jak dawniej, stawał, zamyślał się, ważył i zaczynał się pytać siebie:
— No, a gdybym się ożenił...
Napadał natychmiast na siebie samego i wyśmiewał się, łajał... ale natychmiast też za pułkownikiem powtarzał:
— Szlachcianka jest...
Siadał do kabały i szeptał:
— Szlachectwo liche — w łapciach... i piękni rodzice! Aj! aj!
Rzucał karty.
— A tak się do mnie przyczepiła, jak pijawka! Ani się odkaraskać! Głupstwo...
Wybierał się w sąsiedztwa na wiseczka, a powróciwszy, znajdował w domu też same myśli, z któremi wyjechał.
Nie miał spokoju...
Druga znaczna, oprócz tej, zmiana zaszła w Bodiakowskim. Do tego czasu nie czytywał on nic, oprócz kalendarza, nie czuł najmniejszej potrzeby odświeżania się lekturą. Zaabonowawszy Kurjera, którym się chciał pochwalić, naturalnie nie mógł dopuścić, aby pieniądze na niego szły marnie. Jak tylko gazeta przybywała, natychmiast siadał i niezmiernie pracowicie rozpoczynał od tytułu, kończąc na najniestrawniejszych ogłoszeniach. Wszystko to było zapłacone, a zatem spożyć czuł się w obowiązku.
I spożywał, ale więcej niż połowa rzeczy była dla niego zupełnie niezrozumiała. Czytał czasem raz i dwa napróżno — dumał, szukał w myśli, co to mogło znaczyć — i z westchnieniem rzucał... zagadkę.
Była więc, jak on się wyrażał, na świecie fura rzeczy zupełnie mu nieznanych...
Dowiadywał się o tem z przykrością. Kurjer, po przeczytaniu, przy okazji wędrował do sędzinej, a potem powracał nazad do Rudki i składał się, jako rzecz zapłacona, do szafy. Bodiakowski umiał go poszanować. Kabała znalazła teraz w gazecie współzawodniczkę straszną, a pan Hieronim w rozmowach szafował niekiedy erudycją, jakiej po nim się nikt nie spodziewał — i ledwie, słuchając go, uszom wierzono.
Około Nowego Roku, panna Albina pisała do przyjaciółki Lucyny.
— „Czynisz mi wymówki, że milczę... Zdziwisz się, gdy ci powiem, że mi czas tak upływa żywo, iż spostrzedz się nie mogę, jak całe miesiące przechodzą... a ja pióra nie mogłam wziąć do ręki...
„W domu mam dużo do czynienia z Jadwisią, która się cudownie rozwija; na gościach, czas nam kradnących, nie zbywa... życie się jakieś rozbudziło to, gdzie mi świat wydawał się tak martwym...
„Ale wszystko to — czuję — są złe i niedostateczne wymówki milczenia mego. Winnam ci dalszy ciąg sprawozdania z życia na tem wygnaniu...
„Na czem że stanęliśmy? Jeżeli się nie mylę, mówiłam ci o przeniesieniu się rodziców do Młynysk. Jest tam im dobrze, jak ojciec powiada — gdyby u Boga za piecem. Staruszkowie odżyli. Matka chodzi z kluczami, ojciec z kluczami, dozorują, nie potrzebują pracować rękami, które już wiek zmógł i osłabił.
„Ojciec mi zapowiedział, że nietylko odemnie żadnej nie potrzebuje pomocy, ale jeszczeby się miał czem ze mną podzielić. Bożak mi się zaklina, że jest z nich niewymownie rad — i że mu służą doskonale.
„To tylko smutne, że od Sosenki do Młynysk dosyć daleko, a może nawet tam zbyt często jeździć nie wypada. Ludzie już i tak posądzają p. Onufrego, że zbyt okazuje się czułym i troskliwym o mnie.
„Braterska nasza stara przyjaźń jest im solą w oku.
„Wolałabym ci nie pisać o drugiej mojej „konkiecie” tutejszej, gdyby obowiązek nie nakazywał mi przyznać się do tego. Winy w tem mojej nie było! Bóg widzi, żem się nie starała zdobyć serca pana Hieronima Bodiakowskiego i ani mi się śniło o nim.
„Uważałam od dawna, że mnie ścigał oczyma; jam ich jaknajstarannięj unikała.
„Sędzina zwróciła uwagę moją, że Hieronim coraz częściej przyjeżdżać zaczął do Sosenek, a za każdym razem, gdym nie wychodziła, dopominał się o widzenie ze mną.
„Nasze rozmowy! — Lucynko droga!! jakże ci dać o nich wyobrażenie?
Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/38
Ta strona została skorygowana.