Strona:PL JI Kraszewski Przybłęda.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

Wysocka przesunęła się wolnym krokiem około kuźni, znalazła drożynę, wiodącą do dworku rodziców — i znikła za zaroślami...
Nim pójdziemy za nią, musimy bliżej z nią i jej przeszłością zapoznać czytelnika.
Owa dobroczynna opiekunka, która przed laty tak porywczo chwyciła słabowitą dziecinę — była to niejaka pani Emilja Wanczurska, właścicielka odłużonej kamieniczki i restauracyjki w Warszawie. Dom i zakład ten, naprawdę powiedziawszy, więcej do męża, niż do niej, należał, ale ona i nim, i mężem władała.
Żonę swoja Wanczurski poznał był, jako urocze dziewczę, należące do dworu książąt S.... Mając go za bogatego, panna Emilja chętnie się za restauratora wydała.
Śliczną była naówczas, lecz kapryśniejszej, wymyślniejszej, trudniejszej w pożyciu istoty, nie można było znaleźć drugiej. Pobyt na dworze książęcym, jak gdyby jej jakiś książęcy blask nadawał — wymagała niestworzonych rzeczy — i wkrótce męża niemal do ruiny przyprowadziła. Wanczurski miał, żeniąc się, długi, po żonie wziął tylko jej piękność, wymagania i kaprysy — miłość musiała zgasnąć wkrótce i wojna domowa się rozpoczęła.
Wanczurski, gorącego temperamentu człowiek, a słaby, zamęczył się i umarł. Pozostała po nim wdowa rozpoczęła życie najdziwaczniejsze, ciągle grożące ruiną, ciągle podtrzymywane jej stosunkami, niespokojne — dorywcze z dnia na dzień.
Wśród tych dramatycznych przejść, córeczka, do której pani Emilja była namiętnie przywiązaną, umarła.
Ratując kamienicę i restaurację w domu, wyjechała do książąt S. na wieś, spodziewając się od nich pomocy. W tejto podróży natrafiła na dziewczę u Wysockich, które jej zmarłą córkę przypominało.
Z gwałtownością, której nie umiała pohamować nigdy, Wanczurska naparła się dziecka i zabrała je z sobą.
Jakim potem sposobem je wychowywała, domyśleć się można z jej charakteru. Zaczęła od pieszczot i rozpadania się szalonego, potem nastąpiło nagłe zniechęcenie i odraza.
Ale biedna sierota w tym okresie macierzyńskiej miłości i prześladowań naprzemiany, kaprysami przybranej matki dręczona, poniewierana — nad swój wiek siłę cudowną wyrobić w sobie potrafiła.
Chociaż Wanczurska zarzucała jej nieustannie wszystkie wady, jakie tylko wymyślić mogła i upatrzyć, chociaż nielitościwie się z nią obchodziła — dziewczę się jej stało tak niezbędnie potrzebnem, że ani myślała z niem się rozstać.
Zbiegiem najdziwniejszych okoliczności, wśród ubogich stołowników restauracji znaleźli się ludzie, litujący nad dzieckiem uciśniętem, którego Wanczurska inaczej, jak „Przybłędą” nie nazywała. Stary jakiś profesor zobowiązał się jej dawać lekcje, ktoś inny darował fortepian; pożyczano książek. Wanczurska gniewała się i łajała za te zajęcia, które niewłaściwemi znajdowała dla ubogiej dziewczyny; ale mimo to rozwinięciu się jej zapobiedz nie mogła. Albina okazała się cudownie usposobioną umysłowo.
Ciągłe rozdrażnienie nerwowe, wywoływane niegodziwem obejściem się z nią przybranej matki — przyczyniać się zdawało do wprawienia w ruch gorączkowy wszystkich władz ducha. Ucisk i doznawana niesprawiedliwość wyrobiły charakter. Sama w końcu pani restauratorka postrzegła i uznać musiała tę wyższość dziewczęcia...
Oprócz tego, Albina, piękna, dowcipna, obdarzona taktem wielkim, umiejącą się z ludźmi obejść, — była atrakcyjną siłą, która do restauracji podupadłej zwabiała. W końcu więc musiała ją oszczędzać i życie uczynić znośnem.
Wanczurska swojego płochego i fantastycznego sposobu postępowania nie zmieniła do końca; na Albinie spoczywało wszystko, ona dom mogło uchować od ruiny.
Wśród tego zamętu, wrzawy, nieustannych kłopotów pieniężnych, dziewczę umiało znaleźć czas na ciągłą pracę około samej siebie. Siadywała po nocach, ucząc się, pisząc, czytając. Przewidywała naówczas, że sierota, gdy będzie swobodną, potrafi może zdobyć spokojniejszy chleba kawałek przy wychowaniu dzieci.
Zachorowała Wanczurska. Sama ona w końcu przewidywała swój zgon, i przed śmiercią z namiętnością zwróciła się ku Bogu. Poruszyło się w niej sumienie; wyznała Albinie, że o rodzicach jej nic nie wie, że żyć mogą, zmieniła obejście się z nią na najczulsze, i dziewczę przez dość długi czas pielęgnowało ją w chorobie.
Restauracyjka, w której biedna młodość swą przeżyła, musiała dla niej być szkołą, i w istocie nią była.
Przypadek zrządził, że dla blizkości kilku publicznych i prywatnych zakładów naukowych uczęszczali tu szczególniej profesorowie, starzy i młodzi.