Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

być miał Drohostaj, nadzwyczaj się hrabiemu uśmiechała... Miał za wzór — „Damy i Huzary...“
Powołany zawczasu Drohostaj, stawił się, nie wiedząc o co idzie.
Hrabia go od przedpokoju zaraz wtajemniczył w pomysł — który on przyjął ozięble, ale gdy mu hrabia, ściskając mocno jego rękę, oświadczył, że on ma także grać, przeżegnał się i odskoczył:
— A to mi się podoba! — krzyknął — ja, na scenie! panie hrabio... Żartujesz, czy co.
— Bynajmniéj!
Drohostaj, znajdując to z ujmą dla powagi swéj, ani słuchać nie chciał o niczém. Potrzeba było niesłychanych zabiegów, głaskań, próśb, zachodów, aby wreszcie skłonić go do bardzo warunkowéj zgody. Ale tak skwaśniał i posmutniał zaraz, iż widać było, co go to kosztowało.
Na nieszczęście potrzebował hrabiego i akomodować się musiał.
Stanisław już uprzedzony, stawił się na wezwanie, wymawiając skromnie, że nie grał nigdy, że nie miał talentu i t. p. Hrabia sam naprzód niezmiernie grzecznie go przyjąwszy, odesłał do córki.
Panna Marcelina, u któréj właśnie była Wawrowska, przyjęła go wesoło i zaczęła od tego, iż dla ojca prosi o powolność — aby nie odmawiał.
Miano mówić o teatrze, a tymczasem rozmowa natychmiast się zwróciła ku innym przedmiotom. Stanisław się ożywił, hrabianka rada mu była, a że nic nie przeszkadzało, spędzili z sobą parę godzin swobodnych, które Korczak gotów był liczyć do najszczęśliwszych w życiu.
Nic teraz nie przeszkadzało, choćby co drugi dzień, a nawet codzień się widywać, bo Korczak się musiał dowiadywać o rolę swoję — a sztuki nie były jeszcze gotowe. Oprócz tego, obiecał hrabiemu znaléźć kogoś, coby przepisał role dla artystów... i mnóstwa drobnych podjął się posług.
Zdawało się, że wszelka obawa ze strony ojca o zbliżanie się Stanisława do córki — ustała...
Codziennym prawie gościem począł być Salezy, który własnego dzieła z oka spuścić nie mógł i potrzebował je doglądać... Wpadał z coraz nowemi wiadomościami i do Saturnina i do panny, niezmiernie będąc czynnym.
W istocie szło mu o śledzenie postępów, jakie Korczak powinien był uczynić w sercu panny Marceliny. Zarazem myślał i o tém, jakby treść przyszłéj sztuki uczynić także narzędziem i nią podziałać na pannę i na kawalera. Z hrabią, gdy raz mógł pisać, wiedział, że wielkich trudności nie będzie — i że mu wmówi, łechtając jego miłość własną, co zechce.
Stanęło więc na tém, że gdy pomysł sztuk będzie dojrzały, złożą we dwu naradę... Saturnin tymczasem nie jeden, ale kilka