Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, jabym za to nie ręczył — odezwał się garbus powoli — i w istocie teraz... zaczynam pojmować...
Wstał nagle garbus i podał rękę hrabiance.
— Zaszczyć mnie pani swojém zaufaniem — rzekł z uczuciem. — Masz pani jakie uczucie dla Korczaka, czy nie? Pytam ją o to, jako przyjaciel, choć najmniejszego nie mam prawa.
Długi czas nic Marcelina odpowiedzieć nie mogła. Spojrzała mu w oczy.
— Pan jesteś nielitościwy! — odezwała się.
— To ma znaczyć, że... serce jéj nie byłoby dalekie... — począł Salezy.
Zamilczała Marcelina.
— Miejże pani odwagę szczęście swe przyszłe zdobyć, nie oglądając się na nic. Ojciec się nie sprzeciwi, ale Stanisław, kochając cię szalenie, nigdy w świecie oświadczyć się nie będzie miał odwagi, jeśli go czémś do tego nie ośmielim i nie podbudzimy. Komedya hrabiego jest jakby stworzoną na ten cel.
— Ale grać ją publicznie... — przerwała Marcelina.
— Zdaje mi się, że obejdzie się bez tego — dodał garbus — dosyć będzie parę prób, odczytu i usposobienia, jakie z ról tych wyniknąć musi. Jeżeli się pod wrażeniem ich nie oświadczy Korczak... ha! to już chyba ja za niego będę musiał...
Hrabianka w milczeniu rękę podała garbusowi, który ją gorącemi okrył pocałunkami — i wyszła, na progu rzuciwszy:
— Ale grać nie będziemy...
Stanisław wcale nie miał pojęcia o przeznaczonéj mu roli, gdy go powołano do pierwszego odczytania.
Komedya nie była arcydziełem, a najsłabszą jéj stroną właśnie się okazywało to cieniowanie, w którém miał hrabia celować. Była trywialną i szablonową, ale przy dobrém czytaniu i grze, po odcięciu długich do zbytku deklamacyi, stawała się znośną. Saturnin czytał niegodziwie, chociaż miał się za znakomitego lektora. Salezy z wielką trudnością potrafił mu wmówić, aby przywołał starego Cho..., który doskonale czytał.
Sproszeni goście usiedli w kółko za stołem, autor stanął przy poręczy odczytującego, panna Marcelina obrała miejsce w cieniu, tak, aby jéj twarz nie bardzo była widoczną.
Przyniesiono wodę z cukrem, pozamykano drzwi... rozpoczął się akt pierwszy, scena pierwsza. Teatr przedstawia salonik wytwornie umeblowany, drzwi w głębi, okno na prawo, drugie wyjście w lewo i t. d. W téj ekspozycyi zaledwie się zarysowywały stosunki osób i widz zapoznawał się z niemi... Salezy i Drohostaj, nad komicznym stryjem Alfreda unosić się zaczęli... W ogóle, wrażenie było szczęśliwe, autor bardzo uradowany. Znajdował tylko, że Cho... nie dosyć dobitnie podnosił miejsca efektowne.