Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Komedyi grać niepodobna — dołożył Saturnin. — Napiszę inną... ale mój Salezy, gdy się rozejdzie wiadomość o tym marjażu... co ludzie powiedzą?
— Że panna miała rozum i smak dobry — zawołał garbus, podając mu rękę. — Ja ci winszuję.




Jednego dnia Stanisław powrócił do domu tak wzruszony, iż matce wychodzącéj naprzeciw niego, rzucił się na szyję i rozpłakał.
Ale łzy to były — szczęścia.
Ukląkł przed nią.
— Pobłogosław matuniu!
Z kolei staruszka teraz płakać zaczęła. Weszli tak trzymając się za ręce do saloniku.
— Staszku moja — poczęła Korczakowa — jestem nad wyraz szczęśliwą, ale pozwólże, aby mi nic nie zatruwało téj szczęśliwości. Ja czuję, że wam będę zawadą... że mnie trzeba się od was oddalić.
Stach podskoczył do góry i pochwycił jéj ręce.
— Matusiu, ani mów o tém... bo ja zrywam wszystko... Sama Marcelina oświadczyła mi, że tobie się oddalić nie pozwoli. Ona to kładzie za warunek... Jutro zobaczysz ją tu samą, przyjedzie z Wawrowską. Złote to serce, które ciebie ocenić potrafi...
Przestraszyła się Korczakowa zapowiedzianą wizytą... ale musiała synowi ulegać.
Nazajutrz staruszka, ze strachu, aby ją nie zastali zapowiedziani goście nie ubraną, zaczęła z Handzią od rana myśléć o swoim stroju... Sukien wiele do wyboru nie miała, ale czarna jedwabna była jeszcze wcale świeżą... a zarzutkę na nią niedawno Stach kupił i przyniósł. Białe mankietki i kołnierzyki, czepeczek skromny.... i Korczakowa wyglądała jakby do starego flamandzkiego portretu. Przebierając paciorki różańca, siedziała cała drżąca, patrząc w okno, zaczynając pacierze, zapominając się i powtarzając coraz od początku.
Około południa zajechał powóz bardzo skromny i Wawrowska z hrabianką wysiadły z niego. Korczakowa czekała na nie w saloniku, lecz nie wytrzymawszy, wybiegła do sieni i rozpłakana, niemal na kolana paść chciała przed Marceliną, dziękując jéj za szczęście syna, ale ta ją pochwyciła w czas, pocałowała w rękę i znalazła się tak serdecznie, tak pokornie, iż sobie od razu serce matki pozyskała.
W losach ludzkich są czasem takie serye czerwone i czarne, jak w grze hazardownéj piekielnego banku w Monaco; jednemu wszystko się wiedzie szczęśliwie, drugiemu wszystko w rekach się kruszy i w niwecz idzie.
Stanisław miał szczęście w jedném i serya pociągnęła się daléj. Wygasła na Podolu linia Korczaków, do téjże rodziny należą-