Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

zadumana, nie chcąc mu przeszkadzać, chociaż wczoraj wieczorem nie widziała go, a zrana musiała wyjść na rynek, gdy spał, i nie przyszła nazad, aż gdy go już nie było.
Ciekawa wieczora tego u hrabiego, matka odłożyła rozpytywanie się do obiadu. Nareszcie Handzia wniosła wazkę rosołu do pokoiku małego, w którym jadali razem, położonego w końcu kurytarza, poszła staruszka po syna i z nim razem siedli do stołu.
— No, — zdobywając się na wesołość, odezwała się matka — powiedz mi ty co o wczorajszém przyjęciu u twoich hrabstwa?
— Było, jak zawsze, grzeczne i pańskie, nic więcéj — odparł Staś.
— Gości dużo?
— Kilka osób tylko, — uśmiechając się, dodał Korczak, — ale, niech mama sobie wyobrazi, między nimi... kto? hrabia Obdorski.
Stara jakby przestraszona się rzuciła.
— I cóż?
— Nic a nic... — rzekł Staś. On, zdaje się, nie wiedział kto ja jestem, lub się może nie rychło dopytał, a ja miałem mu się czas przypatrzéć...
— Jakże koło niego?
— O! bardzo po pańsku — mówił syn. Ani znać téj biedy i plątaniny, w jakiéj był i ojciec i on z łaski ojca. Wszystko się zatarło, zapomniało — boć go, widać, wszędzie przyjmują — i, jeźli się nie mylę, prowadzą go przyjaciele do hrabianki.
Stara złożyła ręce znowu.
— Może odpokutował i poprawił się — szepnęła. Nam się nie godzi mu szkodzić, jak skoro raz interes ubity i zapomniany. Bóg z nim.
— Ale, jeżeli wiedział twoje nazwisko, sądzę, że przykro mu być musiało.
— Nie dał tego poznać po sobie — odparł Stanisław, wzdychając. Ożywiony był, mówił wiele...
Zamyśliła się staruszka i powtórzyła:
— Obdorski!... a po przestanku, podnosząc oczy na syna, zapytała:
— A hrabianka?
— Była bardzo, bardzo grzeczną dla mnie, tak dalece, że mnie to zakłopotało. Ma dobre serce, bo widziała, że ja tam stałem jak okradziony, nie mając się przypytać do kogo — i zaszczyciła mnie rozmową...
Widocznie radość to sprawiło matce.
— Trzeba, żebyś tam częściéj bywał — dodała.
— O! nie, — rzekł Stanisław. — Wysokie progi na moje nogi, matuniu. Głowa-by mi się mogła zawrócić, a ja nie lubię tego.
— Bo zawsze za mało trzymasz o sobie — smutnie przerwała stara. Patrzajże na takiego Obdorskiego. — Majątek, choć się niby