mi — ubierała się trochę dziwacznie, pstro, czasem jaskrawo, niebardzo smacznie, lecz z wielką oryginalnością. Twarzyczka jej blada, wyschła, żółta, pomimo wieku nie była brzydką, a wyraz dowcipny nadawał jéj fizyognomią odrębną. Mówiła żywo, rzucała słówkami zręcznie, mięszała się do rozmów śmiało — i wszystkich praw, jakie jéj dawało nazwisko, wiek, położenie używała i nadużywała chętnie. Milczącą, zadumaną, bezczynną nikt jéj pono nie widział.
Ciocia Sewera, chociaż kanoniczką nie była — mieszkała u Kanoniczek. — Jak się tu dostać i utrzymać potrafiła, nie mogąc płacić, chyba bardzo mało — było jéj tajemnicą. Miała tu wcale ładnych kilka pokoików i meble, noszące na sobie cechę starożytną. Mnóstwo portretów, miniatur, pamiątek, rozwieszonych w saloniku, przypominało wielką prozapią Stolzenfelsów i ich mnogie spokrewnienia.
Kolligacye te sięgały w istocie bardzo szeroko, daleko, wysoko, a nie było najdalszego kuzyna i kuzynki, z którychby baronówna nie umiała korzyści wyciągnąć. Pisywała do wszystkich i posługiwała się nimi, nie dawała im zapomniéć o sobie.
Dla Obdorskiego, którego bardzo lubiła ciocia Sewera, była ona tu jakby zesłaną umyślnie i najlepszą w świecie protektorką.
Tego samego dnia, gdy był na obiedzie u hr. Saturnina, hr. Henryk poszedł nad wieczór rzucić bilet u Kanoniczek, chociaż był pewnym, że jéj nie zastanie, bo wieczory rzadko u siebie spędzała. Tym czasem ciocia chora była na fluksyą, a zobaczywszy bilet Henryczka, wysłała służącą za nim, aby go przywołała.
W progu z obwiązaną materacykiem twarzą, przyjęła go w negliżu baronówna, poruszona i uradowana, bo ten niby siostrzeniec od dziecka jéj był faworytem. Miała słabość do niego. Znajdowała go nieporównanie dystyngnowanym.
— Henryś! Co za siurpryza! Z kądże ty tu się wziąłeś! — zawołała, podając mu obie rączki pulchne, małe, ale nie zgrabne i krótkie, z paluszkami jak klocki.
— Przypadek... mnie tu przyprowadził, odparł oglądając się Obdorski...
— Na długo?
— Nie wiem!
— Siadajże, mów! Jeśli ci mogę być w czém użyteczną...
Zbliżyła się (mrok już był), przypatrując Henrykowi.
— Wyglądasz dobrze — ale...
— Nie odmłodniałem! — rozśmiał się hrabia.
— No — i nie zestarzałeś — przerwała baronówna.
Hrabia wziął trochę włosów na skroni w palce i szepnął:
— Przerzucają się już srebrne!
— A! co to znaczy! — rozśmiała się Sewera.
Obdorski był z ciocią zawsze w takim stosunku, że ani ona dla niego, ani on dla niéj nie miał tajemnic. Nie potrzebował więc przygotowań żadnych, aby jéj powiedzieć prawdę całą otwarcie.
Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.