Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Korczak nie straszny — mój drogi, ale popełniony błąd ma to do siebie, że się mści wiecznie groźbą, będąc zawieszony nad głową. Lepiej nic nie robić, jak krok fałszywy...


Pan Salezy młodszym się następnego ranka wydawał, tak był rad, że mu się nastręczała zręczność stawania w obronie niewinności, zajęcia się losem sympatycznego człowieka.
Szedł ulicą garbus, podśpiewując, staranniéj ubrany niż zwykle, pokręcając wąsika, który mu nadawał minę wojskową.
Wprawdzie garb protestował: jako żywo!! — ale wąs i wstążeczka przy surducie od krzyża, otrzymanego za zasiadanie w statystycznym komitecie, mogły na chwilę złudzić i dozwolić go brać za ex-wojskowego. Nadawał sobie ruchy i postawę militarną, o ile kalectwo dozwalało. Wąsik wypomadowany jeżył mu się do góry, głowę prostował, a laską tak w powietrzu robił jakby mu karabin przypominała.
Cały teraz był Korczakiem zajęty.
Przed wielu latami, zaraz po ukończeniu zatargu z Obdorskimi, ciekawy pan Salezy pod pozorem jakimś udał się w Lubelskie i starał zbliżyć do starego Korczaka. Powiodło mu się poznać go, widział naówczas i żonę, tę prostą kobiecinę, o której tyle mówiono — przypominał sobie, że się naówczas dosyć mu podobała i że usprawiedliwiał ożenienie z nią. Od téj pory o staréj Korczakowéj nie wiedział wcale nawet czy żyła, a tak mało ją pamiętał, że poznać byłby nie mógł. Przypuszczał nie słysząc o niéj, że umrzeć musiała.
O tém wszystkiem, co się tyczyło pana Stanisława, chciał się bliżéj dowiedzieć, aby w danym razie być mu pomocą skuteczną. Rzeczy jednak tak stały... niewyraźnie, mglisto się zarysowując, że niemógł jeszcze wiedzieć, czy interwencya jego będzie potrzebną...
Domyślał się łatwo, że hrabia przybywał w myśli starania się o pannę Marcelinę — nie mógł przypuścić, ażeby skromny biuralista podniósł oczy tak wysoko i śmiał z nim rywalizować.
Dnia tego z rana postanowił odwiedzieć pannę Marcelinę i jeżeliby się udało, coś z niéj wyrozumieć i wyciągnąć. Nie potrzebował ażeby się przed nim zdradziła, chlubił się taką znajomością ludzi, iż spodziewał się z jednego niczego odgadnąć jéj sentymenta.
Hrabianka ze swą niemą twarzyczką, czasem razem z ojcem, niekiedy sama przyjmowała znajomych. P. Salezy poszedł.
Oprócz hrabiego Obdorskiego, który po obiedzie składał visite de digestion, nie znalazł nikogo...
Panna siedziała sztywna, kartki książki, trzymanéj w ręku, przerzucając nerwowo... hr. Henryk siedział opodal z zanadto jasnem obliczem, aby w duszy nie trzeba się było domyślać uczuć wcale przeciwnych. Do zbytku się wydał wesołym i młodym.
Rozmowa, gdy Salezy wszedł, nie zdawała się ożywioną do zbytku. Hrabiego Saturnina nie było.