Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

P. Stanisław mało u kogo bywał, a z p. Salezym znał się tylko spotykając go po domach, do których uczęszczał — trzeba mu było zajrzéć do niego. Oddać mu wizytę, starszemu — nie wypadało, byłoby to uderzającem. Zmyślił więc na wszelki wypadek niebywały interes swojéj siostry, który miał być sądzonym w biurze Korczaka, — a wybrał umyślnie taką chwilę, w któréj wiedział, że go nie zastanie.
Rachował na sługi, od których umiał zręcznie zawsze wydobyć, co mu było potrzeba. Następnego dnia rano zadzwoniono do mieszkania pana Stanisława, gdy on w biurze się znajdował.
Właśnie w téj chwili stara Handzia z matką Korczakową, w ciemnym przedpokoju, po powrocie z targu stały na naradzie. Jejmość była, jak zwykle w białym czepeczku, prostéj sukni i chustce staréj, wytartéj. Handzia poszła zobaczyć kto dzwonił, ale zaledwie drzwi uchyliła, gdy Salezy prawie gwałtem się do środka wcisnął, i począł pytać o pana Stanisława.
Matka któréj nikt nie znał, i którą z powierzchowności za służącą téż wziąć było można, nie widziała potrzeby chowania się przed przybyłym. Salezego raz i to bardzo dawno widziała, nie przypominała go sobie wcale. Stała więc czekając czego zechce, gdy garbus, zdjąwszy kapelusz, otarłszy czoło, począł pytać o p. Stanisława.
— Nie ma go w domu, jest w biurze! odparła staruszka.
Salezy, mając pamięć doskonałą, choć po ciemku zestarzałéj Korczakowéj nie mógł poznać, przypominał ją sobie po głosie. Zbliżył się nieco, i rzuciwszy okiem na nią, domyślił się kto była.
— Mam pilny interes, — rzekł — o któréjbym go mógł zastać? — zapytał.
— Jeżeli pilno to najlepiéj w biurze szukać — rzekła matka.
Handzia, widząc się wyręczoną w rozmowie, weszła do kuchni, zostawując jejmość z gościem.
— Nie, w biurze ja się z nim rozmówić nie będę mógł — odparł Salezy — chciałbym go znaleźć w domu.
To mówiąc co raz przybliżał się do staruszki, która bardzo tą napastliwością była zaniepokojona, i poczęła się cofać ku otwartym drzwiom swojego pokoju.
— Pilny mam i ważny interes, — dodał Salezy — a pani tu...?!
Zmięszała się mocno Korczakowa, i nim dokończył zapytania, spieszyła z odpowiedzią.
— Jestem w usługach p. Stanisława!
Garbus nadto był przebiegłym, aby kłamstwa nie dorozumiał się. Im więcéj się przypatrywał staréj, tém pewniejszym był, że ma do czynienia z matką Korczaka.
Uśmiechnął się.
— Ale, pani dobrodziejko — zawołał — chyba żartujesz sobie ze sługi swego... Jak to? przecież ja byłem na wsi u p. Antoniego i — pani sobie możesz mnie przypomnić po garbie!