— Nie — rzekł Tomasz, ale gdy tu był ostatni raz, zajechał do mnie...
— Mówił ci co? — niespokojnie spytała stara...
Tomasz głową potwierdził.
— Mówił, ale to się na nic nie zdało, co dobrodziejka myśli — rzekł sługa.
Utaić się nie może, iż matka żyje, a ludzie pana Stanisława brzydko posądzą, że się jej zapiera...
Z ust życzliwego sługi usłyszawszy toż samo, co jéj wprzód już mówił garbus — zamyśliła się staruszka... Zachwiała się w postanowieniu, obawiając się, aby zamiast ulgę przynieść synowi, nie uczynić mu krzywdy i przykrości...
Tomasz, rozpytawszy o wszystko i ani słowa nie powiedziawszy o cietrzewiu, pożegnał się i odszedł...
Wkrótce potem powrócił pan Stanisław z biura, a matka mu oznajmiła o garbasie, unikając przyznania się do dłuższéj z nim rozmowy. Korczak, który miał pewien szacunek dla p. Salezego, powiedział sobie, iż sam go wyszuka, bo życzył usłużyć mu...
Wieczorem — matka spodziewała się na herbatę syna, ale w godzinie zwykłéj nie przyszedł i nie zjawił się aż dosyć późno, ale za to nucąc już od progu i w bardzo wesołem usposobieniu.
Niespokojna zawsze o jedynaka, Korczakowa, zaledwie się powracającego domyśliła, wybiegła naprzeciw niego.
— Co się z tobą stało! gdzie byłeś! zawołała, całując go w głowę, gdy się jéj schylił do rąk. Już byłam niespokojna.
— Spotkała mnie niespodzianka, zawołał wesoło Stanisław. Wychodziłem z biura, gdym się spotkał z panem Salezym. Korzystałem z tego, aby go spytać, czém mu służyć mogę. To, o czém się chciał dowiedzieć odemnie, jest taką drobnostką, iż nie pojmuję, jak się chciał fatygować z tém i szukać mnie...
Poszliśmy daléj rozmawiając...
No — i z téj gawędki wyszło, żeśmy przed samym domem hrab. Saturnina spotkali pannę Marcelinę, a garbus tak manewrował, iż obu nas zaprosiła na herbatę.
Wymawiałem się moim vice mundurem — ale to nie pomogło, — musiałem iść... Garbus mnie nie puścił...
Matce oczy się zaśmiały.
— Poczciwy! — szepnęła... i cóż?
— A! wieczór upłynął doskonale — mówił daléj Stanisław. Niebyło oprócz nas nikogo... Złożyło się tak, iż hrabia wiedziony na pokusę przez Salezego, przeczytał nam parę aktów komedyi, co mi dało zręczność uczynienia kilku uwag... może trafnych — a dobrze przyjętych. Panna Marcelina była w humorze doskonałym... Mówiłem z nią wiele...
Staś ruszył ramionami.
— Gdy chce — ciągnął daléj — umie ona być uprzejmą, wosołą,
Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.