Baronówna Sewera i inne panie od dawna miały wyrobione zdanie o pannie Marcelinie. Znajdowano ją dumną, zamkniętą w sobie, sztywną i nieprzystępną.
Panie te rade były wziąć ją w opiekę, prowadzić, swatać, kierować — a że im się to nie powiodło, mściły się na niéj surowemi sądy. Za mało starała się im przypodobać, nie cisnęła się do ich towarzystwa, obchodziła się małém kółkiem, a na ostatek nie było jéj co zarzucić, z czego ją wyśmiać — wszystko to przeciwko niéj mówiło.
Idąc za wolą ojca, panna Marcelina, mimo okazywanego jéj chłodu, nie chybiała nikomu, utrzymywała stosunki przyjazne, bywała i zapraszała, lecz do poufałości nie przypuszczała nikogo.
Sierota, zawczasu nauczyła się rachować na siebie tylko — bo z ojcem nawet, choć go kochała, nie zawsze się w poglądach i przekoniach zgadzała.
Hrabia był człowiekiem praktycznym, ona jeszcze trochę żywiła się ideałami, nie sądząc, ażeby one niemożliwemi były na ziemi.
W tym świecie, do którego należała urodzeniem, panna Marcelina nie znalazła jakoś nikogo, w kimby zupełną miała ufność, komuby się szczerze zwierzyć mogła. Szczęściem ojciec, gdy po śmierci żony zmuszonym był powierzyć córkę komuś, wybrał bardzo trafnie daleką krewnę matki, osobę nie majętną — która owdowiawszy, majątek puściwszy dzierżawą, żyła na ustroniu w Warszawie.
Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.