Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia się skrzywił mocno.
— Nic o tém nie wiem, — dodał sucho, — ale widzę z boleścią, że jesteś uprzedzoną przeciwko niemu...
— Bynajmniéj — zimno odparła Wawrowska. — Jeżeli Marcelinie się podoba, ja pewnie odradzać nie będę, ale namówić, aby go wzięła — nie mogę. Westchnął Saturnin.
— Lękam się, — rzekł — aby jéj po długiém przebieraniu między pretendentami nie przyszła fantazya jakaś, któraby mnie była — przykrą.
— Nie możesz zaprzeczyć — przerwała Wawrowska, — że Marcelina rzadką przenikliwością i taktem jest obdarzoną... Zaufaj jéj, bądź spokojny... a nadewszystko nie narzucaj nikogo. Uczyniłbyś ją nieszczęśliwą. Zawojować się nie da... nadto ma charakteru.
Sparty na ręku, zadumany hrabia posmutniał, zamilkł. Widoczném było dla niego, że ani Marcelina, ani jéj opiekunka nie miały sympatyi dla Obdorskiego i że na pomoc ze strony Wawrowskiéj rachować nie mógł.
Przemówił jeszcze kilka słów obojętnych, wziął za kapelusz, pożegnał się czule i odszedł.
Zaledwie Wawrowska miała czas wrócić do książki, która rozłożona leżała przed nią na stoliku, gdy dzwonek się dał słyszeć i po głosie w przedpokoju poznała gospodyni pana Salezego.
Należał on do jéj dawnych dobrych znajomych.
— Całuję rączki dobrodziejki mojéj — rzekł wchodząc. Stęsskniony byłem, nie widząc jéj od tak dawna, ale my próżniacy jesteśmy ludźmi najmocniéj zajętemi w świecie. Na nic nie mamy czasu. Jakże się pani miewa.
— Widzisz... Starzeję powoli — odpowiedziała Wawrowska.
— Zawsze z książką w ręku?
— Zastępuje mi towarzystwo — a ma tę wyższość nad niém, że ja ją zawsze porzucić, gdy mnie znudzi, i powrócić do niéj mogę. Cóż słychać?
— A! to pytanie!! — rozśmiał się garbus. — Gdybym pani chciał odpowiedzieć na nie, musiałabyś uszy zatknąć. Plotek jest ogrom, jedne niedorzeczniejsze od drugich, rozumie się, iż najgłupszym ludzie najchętniéj wiarę dają.
— Stare dzieje! — przerwała gospodyni.
— Dawno pani widziała hrabiankę Marcelinę?
— To pytanie zabawne. Wiesz, że ją widuję codzień.
— A! więc pani jest au courrant — rzekł Salezy.
— Czego?
— Wizyt, jakie temi czasy ożywiły dom hr. Saturnina?
— Myślisz pan o Obdorskim zapewne?
— Naturalnie.
— Marcelinka coś mi o nim wspomniała, — ale miałżebyś pan do nich przywiązywać znaczenie?