że ten najwstrętliwszy Obdorski, mojém zdaniem byłby właśnie dla ciebie najlepszym mężem... Ma takt, doświadczenie... rozsądek... nie wymaga od ciebie...
— Nic — oprócz majątku! Wiem! — rozśmiała się Marcelina, — kochany ojcze... jeszczem się nie zrzekła choć błysku i chwiliowego złudzenia w małżeństwie... a dla tego człowieka trudno w sobie semtyment wyrobić...
Hrabia już myślał o czém inném.
Więc Korczak! Korczak! — mruczał.. — ale to nie jest człowiek naszego obozu.. Nie rozumiem! fantazya! Nie mogłabyś go kochać.
Marcelina milczała.
— Wszyscy wiedzą, że matka jego była prostą ekonomówną, — mówił daléj Saturnin. — Nie jest nawet pewném czy ona dotąd nie żyje... Wyobraźże sobie ten stosunek... musiałabyś ją znosić w domu, albo z nią ukrywać...
Pannie Marcelinie brwi się ściągnęły.
— Zdaje mi się — przerwała — iż matka, o któréj wcale niewiem, nie musi żyć, bo niepodobieństwem jest, abym ja o niéj coś nie słyszała, on coś nie wspomniał...
— A mnie — zdaje się, że ta matka żyje — rzekł hrabia...
Widocznie poruszona hrabianka wstała i zaczęła się przechodzić po pokoju...
Hrabia zamilkł...
Zakończenie rozmowy było nadspodziewanie obojętne i nie stanowcze...
— Proszęż cię, Marcelinko — bądź ostrożną... ostrzegłem cię, trzeba tym plotkom kłam zadać.
Nie odpowiadając na to, Marcelina, podała ojcu rękę i wyszła...
Tegoż dnia wieczorem miała być u Wawrowskiéj. Zawahała się naprzód czy ma pójść i chciała oznajmić bilecikiem, że ból głowy jéj niedozwala znajdować się na herbacie, ale, po krótkim namyśle, wróciło męztwo..
— Co pomoże odkładanie? — powiedziała sobie — wolę, aby się to od razu i stanowczo rozstrzygnęło.