Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

— Matka to robi dla mojego ożenienia — zawołał — a ja na wszystko najświętsze poprzysięgam, że nie ożenię się nigdy — jeżeli mnie porzucisz...
Wuj Michał w duszy rad temu rozwiązaniu, począł mruczéć:
— A widzisz — ja ci zaraz mówiłem, że Staś na to nie pozwoli. Ja to nie chciałem... jak zaczęła prosić a męczyć, co miałem robić... musiałem.
— Nie odstąpię — powtarzał Stanisław, dając znak pocztylionowi, aby kufer i tłumek zabrał do powozu. — Matusiu, nie odstąpię, musisz powracać ze mną.
Po półgodzinnym oporze, prośbach, płaczach, Korczakowa w końcu dała się synowi wziąć do powozu, pożegnano Michała, który zapraszał półgębkiem na popas do siebie, ale czasu było mało, zawrócono nazad do miasta.
Zawstydzona, ale szczęśliwa powracała staruszka, którą przez całą drogę uspokajał Staś; starał się rozweselać i smutek jej rozproszyć...
— Jak matuś mogłaś przypuścić, że ja na to pozwolę? — mówił w końcu. — Byłbym nie miał spokoju, dopókibym nie znalazł i nie odwiózł nazad. Wstydziłbym się ludziom spojrzeć w oczy, gdybym na to się zgodził.
Korczakowa tak płaczem i wzruszeniem była osłabioną, że w końcu, gdy z krótkiego popasu ruszyli, już pod wieczór usnęła.
Stasiowi dopiero teraz przyszło na myśl, że właśnie tego dnia wieczorem miał być u Wawrowskéj i obiecał coś przynieść Marcelinie! Przy największym nawet pośpiechu, niepodobna było przed godziną zwyczajną powrócić i matkę zaraz samą zostawiwszy, biedz do hrabianki.
— Pójdę jutro i wytłumaczę się swoją służbą i zajęciem — rzekł sobie Korczak. — Panna Marcelina pogniewa się może trochę... ale przebaczy, nie jestem tak swobodny jak ona.
Działo się to tego dnia właśnie, gdy po rozmowie z ojcem, hrabianka miała wprost zagadnąć pana Stanisława o jego rodzinę i o — matkę.
Nigdy wprzód ani Korczak się nie zwierzał ze swych stosunków familijnych, ani go ona pytała o nie.
Wcześniéj trochę niż zwykle przyszła do Wawrowskiéj poruszona panna Marcelina, nie myśląc się zwierzać jéj z rozmowy, z niepokoju swego, dopókiby ze Stanisławem się nie rozmówiła.
Wawrowska znała ją nadto dobrze, aby się dopytywać potrzebowała, obawiać o nią i pilnować. Dla tego z zupełnym spokojem sumienia ułatwiała jéj schadzki z Korczakiem, wiedząc bardzo dobrze, iż Marcelina nie posunie się nigdy za daleko, nie skompromituje, a nawet trochę rozmarzona, za najmniejszą nutą fałszywą, która zabrzmi w miłosnéj pieśni, natychmiast się cofnie.