Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

już zbliżyć się do panny — wziął za kapelusz i zniknął! Garbus mało co dłużéj zabawiał Wawrowską, panna Marcelina dla uniknienia rozmowy otworzyła jakąś książkę. Około dziesiątéj były już same.
Wawrowska oczekująca zwierzenia, którego się spodziewała, nie zdziwiła się, gdy jéj wychowanka rzuciła się jéj na szyję z wybuchem czułości, którą wywołało cierpienie.
— Dziecko moje? co ci jest? — spytała.
— Wszystko skończone — ostatnie marzenie moje pogrzebałam dziś, — odpowiedziała namiętnie Marcelina. — Wiem, że Korczak ma matkę, że ona jest w istocie kobietą prostą, bez wychowania i że on z nią stał się dla mnie nie możliwym...
Stara Wawrowska, ucałowawszy ją, powróciła do swej robótki.
— Bolesne to jest, — rzekła — ale zbawienne. Gdybyś go w istocie kochała, Marcelinko moja, wierz mi, ani matka, ani rodzina nie potrafiłyby cię oderwać od niego, przekonałaś się, że to, co ci się zdawało miłością, było tylko fantazyą znudzonéj... A więc... przeboleć lepiéj chwilę, niż być potém nieszczęśliwą.
Pociecha ta nie trafiła jakoś do przekonania hrabianki, blada ze spuszczoną głową, siedziała długo nic nie mówiąc.
— A zatém, — rzekła pomilczawszy, — zatém nie pozostaje mi tylko Obdorski... Ojciec przypomina, że zbliżam się do lat trzydziestu, żadnego cudu szczęścia spodziewać się nie mogę — i prozaicznie podam rękę do ołtarza panu Henrykowi, który jest dla mnie już dziś najwstrętniejszym z ludzi. Cóż dopiero będzie potém, gdy go poznam bliżéj?
— Nie widzę konieczności, abyś wzięła Obdorskiego?
— Nie wszystkoż to jedno? — szydersko odparła hrabianka, — nie ów, to inny w tym rodzaju upomni się o mnie, jako o ofiarę należną jemu z praw urodzenia... Zawsze na jakimś Obdorskim skończyć potrzeba, a potém jeszcze cieszyć kuzynowstwem baronównéj Sewery...
To mówiąc Marcelina kładła kapelusz i zabierała się do wyjścia.
Wawrowska położyła robotę.
— Nie spiesz się moje dziecko, — rzekła — nie czyń nic gwałtownie, ostygnij. Dziś ci się rzeczy inaczéj i gorzéj wydają niż są... cierpliwości... Ja mam nadzieję... że zmieni się to na lepsze.
Hrabianka smutnie potrząsnęła główką.
— Są fatalności w życiu... — szepnęła, — przed któremi ugiąć karku potrzeba.