Ze wszystkiego najmniéj prawdopodobném wydawało się jéj — wzięcie przebojem Korczaka, z tą... matką...
On sam byłby możliwym — rodzina ta w kapotach, wstydliwą... nie do zniesienia. Marcelina wyobraziła sobie staruszkę, jako zabrukaną klucznicę w perkalowym czepeczku i rozklepanych trzewikach, z włosami nie dobrze uczesanemi — i niewiele domysł różnił się od rzeczywistości.
Hrabia w kilka dni, nie wyzywając córki na rozmowę, poznał, iż musiała się dobadać prawdy i była nią zrażoną. Postanowił teraz czasowi zostawić dokonanie reszty. Nie obawiał się już wcale Korczaka i oznajmił o tém majorowi.
Marcelina dosyć gwałtownie zmieniła tryb życia. Gorączkowo zapragnęła poznać bliżéj Obdorskiego i nietylko go nie unikała, ale go sama wyzywała na długie rozmowy.
Nie na wiele one mu się przydały, bo ciągle gniewna i szyderska, panna sprzeczała się z hr. Henrykiem i mówiła mu czasem prawdy bardzo gorzkie i bolesne. Nie zgadzała się z nim nigdy, w najmniejszéj drobnostce... krytykowała co powiedział... nie wahała się nawet w obec kilku osób ścigać go swym dowcipem i dowodzić mu, że miał wyobrażenia bałamutne o wszystkiém...
Baronówna Sewera brała tę wypowiedzianą wojnę za bardzo dobry znak, ale Obdorski był nią śmiertelnie zmęczony.
Najboleśniéj ten zwrot nowy dał się uczuć panu Salezemu.
Położył on był sobie za zadanie dopomódz Korczakowi i zapewnić szczęście pannie Marcelinie, bo był pewien, że z nim musi być szczęśliwą — tymczasem wszystko spełzło na niczém. Badając Wawrowską, Stasia, domyślając się, kombinując, garbus wiedział jak do tego przyszło.
Matka stanęła marzeniu na przeszkodzie.
Lecz właśnie to męztwm, z jakiém Stanisław przy niéj stanął i spełnił swój obowiązek synowski, garbusa mu jednało. Nie spuszczał go z oka, zachodził do niego... rad był podsłuchać boleść i pocieszyć go, chociaż Korczak się nie zdradzał i starannie ukrywał cierpienie.
Równie pilno uczęszczał garbus do hrabiego i nastręczał się pannie Marcelinie. Parę razy napomknął przed nią o Korczaku — zbyła go milczeniem... ale garbusa się pozbyć nie było łatwo, gdy sobie co postanowił.
W kilka tygodni po pamiętnym wieczorze u Wawrowskiéj, gdy Marcelina chwilowo była samą, a Obdorski bawił przyszłego teścia, przysiadł się garbus do niéj.
— Nie żal pani wieczorów u téj zacnéj naszéj, nieoszacowanéj Wawrosi? — zapytał. — Widywałem niekiedy pannę Marcelię tak wesołą, tak ożywioną, jak tu nigdy.
Hrabianka spuściła oczy.
Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.