Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

i nie dozwolił się przygotować, — ale zaambarasawanie trwało chwilę krótką, bo hrabianka — miała wiele mocy nad sobą.
Pan Stanisław starał się pokazać wesołym i swobodnym, ale niebardzo mu się to udało, ratowała go tylko poczciwa Wawrowska, która się nim zajmowała żywo.
W czasie obiadu nie zaszło nic godnego wspomnienia, panna Marcelina raz czy dwa tylko zagadnęła Korczaka o coś obojętnego. Przy czarnéj kawie towarzystwo podzieliło się na grupy, a że Wawrowska zajmowała się ciągle Stanisławem, wyszła razem z nim; i Marcelina przyłączyła się do niéj.
Teraz dopiero zwróciła się śmieléj do Korczaka, z wyrzutem naprzód, że nigdy ich nie odwiedzał.
Wymówił się zatrudnieniami urzędowemi, obawą, aby nie był natrętnym.
— A ja, — dodała hrabianka bardzo otwarcie, — nieraz sobie przypominałam nasze dobre wieczory u Wawrowskiéj i rozmowy tak swobodne... do których nikt nam nie przeszkadzał...
— Na towarzystwie pani zbywać nie mogło — rzekł Stanisław.
— Chcesz pan zapewne o moim narzeczonym mówić — przerwała śmiejąc się panna Marcelina. — Ah! nasze rozmowy z nim ograniczają się do bardzo prozaicznych przyszłych urządzeń domowych, barwy liberyi i maści koni... godzin obiadu i wieczerzy... Smutne jednostajne życie trzeba uczynić choć znośném...
— Dla czegoż smutne? — zapytał Korczak...
— Bo ono wesołém być nie może — otwarcie poczęła hrabianka. — Przecież pan wiedzieć musisz, że małżeństwo nasze jest bardzo rozsądném i przyzwoitém, ale w niém nie ma nic nad wzajemną rachubę. Ani ja ani hrabia Henryk się z tém nie tai.
Korczak tak był zmięszany. iż nic na to odpowiedzieć nie umiał.
— Poszłam za radą ojca — dodała chłodno Marcelina. — Zresztą, nigdy sobie nic nie obiecywałam w życiu... Dosyć jest, gdy ono znośne...
Wawrowska potrząsnąwszy głową, usunęła się, nie chcąc słuchać dłużéj, Stanisław stał jak na gorących węglach.
W tém Marcelina, jak gdyby wczoraj dopiero przerwały się ich rozprawy wieczorne u Wawrowskiéj, rzuciła jednę z tych kwestyi ogólnych, o których często mówili z sobą i zagaiwszy ją swobodnie, wiodąc Stasia po salonie, chodzić zaczęła.
Było to przypomnienie przechadzek u Wawrowskiéj, Stanisław to zrozumiał. Snutno mu razem się zrobiło i przyjemnego doznał uczucia.
Nie był więc zupełnie wzgardzonym i zapomnianym.
Raz puściwszy sobie wodze, hrabianka coraz się ożywiając, rozweselając, nie puściła już Korczaka tak prędko, nowe wtrącała pytania — i przez godzinę całą nie puściła go od siebie.
W ciągu rozmowy dała mu po kilkakroć do zrozumienia, że