Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

godził się nawet na to, aby przemieszczenie było z korzyścią dla pana Stanisława, byle go ztąd wyprawiono.
Sprawa napozór łatwa, okazała się w wykonaniu drażliwą. Bezpośredni zwierzchnicy umieli cenić Korczaka i nie radzi byli go utracić; broniono go i stawiano trudności, które intryga prowadzona nadzwyczaj zręcznie, w tajemnicy największéj, zwyciężyła w końcu.
Zbliżał się termin wyznaczony na wesele hrabiego i przygotowania do niego były już prawie na ukończeniu, gdy jednego dnia Staś powrócił do matki tak zmieszany, skłopotany, smutny — oniemiały od doznanéj przykrości, że staruszka się przelękła... Nieszczęście, którego się obawiała, widząc syna tak strapionym, wyobrażała sobie daleko większém niż było w istocie...
Dla uspokojenia jéj, Stanisław musiał w końcu wyjawić, że dostał rozkaz przeniesienia się do Lublina, co wcale nie było niełaską i karą, ale przeciwnie, awansem. Nie mniéj jednak, dla nich obojga cios ten stawał się dotkliwym.
— Ale cóż mogło być powodem? — pytała płacząc staruszka.
— Rzecz jest dla mnie niepojętą — odparł Korczak — może się mylę i posądzam go niesłusznie, ale czuję w tém rękę hrabiego, który mnie widzi tu niechętnie, tém bardziéj, że jego przyszła żona okazuje się zawsze życzliwą.
Domysł był trafny, lecz matka mu wierzyć nie chciała.
Powszechnie lubionym był Korczak i wielu osobom znanym, wieść o przeniesieniu go, z komentarzami różnemi, nie zawsze dla niego pochlebnemi, rozeszła się po mieście.
Marcelina od Wawrowskiéj się o tém dowiedziała, twarz jéj oblał rumieniec, stała długo niema, oczy jéj zabłysły ogniem niezwyczajnym w nich, usta się zacięły, nie powiedziała słowa, i, pożegnawszy szybko swoję opiekunkę powróciła do domu.
Z godzinę potém, nie siadłszy na chwilę, biegała po swoim pokoju niespokojna, tak że sługi nawet zaczęły się domyślać czegoś nadzwyczajnego.
Kilka razy posyłała dowiadywać się czy ojciec był w domu; ale z miasta nie powracał i dość długo czekać na niego musiała.
Dowiedziawszy się, iż córka pilno się z nim widzieć pragnie, hrabia wprost poszedł do niéj.
Ze łzami w oczach i wyrazem gniewnéj energii na twarzy, przystąpiła chwytając i całując rękę jego.
— Co ci jest?
— Kochany ojcze, nie chcesz mnie widziéć nieszczęśliwą? przyrzekłeś że mnie przymuszać nie będziesz? Nie mogę wyjść za Henryka. Niepodobieństwo...
Zbladł hr. Saturnin.
— Na Boga! cóż się stało? — krzyknął.