Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Spytaj pan siebie — odparła dumnie Marcelina. — Postanowienie moje jest nieodwołalne; ale i sobie i panu rada oszczędzę przykrości. Jeżeli znajdziesz hrabia środki uczynienia téj sprawy naszéj jak najmniéj głośną i najnaturalniejszą — na wszystko możliwe się godzę.
— Ja nie mogę uwierzyć temu nieszczęściu! — zawołał hrabia. — Mam słowo pani, będę czekał na spełnienie go, ale nie — ustąpię.
Zapowiadam to z góry, — dodał dumnie, — że prawa mojego bronić będę i gotów jestem — na wszystko...
— Ja też mojego prawa rozporządzania sobą potrafię bronić — odparła Marcelina z równą dumą, — rzucając na stół pierścionek, który potoczył się, padł na podłogę i znikł gdzieś w fałdach dywanów. Obdorski ani nań spojrzał. Stał blady i drżący.
— Największego winowajcę karząc — odezwał się, — zwykle mu winę jego wypowiada wyrok, który go skazuje.. Niechże wiem, za co mnie to spotyka...
Nie mówiąc słowa Marcelina wstała i wyprostowana szła do drzwi, gdy Obdorski drogę jéj zastąpił.
— Domagam się prawdy.... toś mi pani przynajmniéj winna... — zawołał.
Zamyślona, z brwiami ściągnietemi stała hrabianka.
— Jeżeli masz sumienie, ono panu powiedzieć powinno, dla czego wolę skandal i potwarze niż podanie mu ręki do ołtarza... — rzekła głosem cichym... — Oddalenie ztąd Korczaka jest sprawą waszą. Obraża ono mnie, a jego krzywdzi... Żegnam pana...
Obdorski stał jeszcze, nie zebrawszy się na odpowiedź, gdy Marcelina odwróciła się od niego ku drzwiom drugim i wyszła niemi, zatrzaskując je za sobą.
Chwilę postawszy hrabia Henryk biegł natychmiast do ojca, który przewidywał dnia tego scenę nie miłą i czekał na niego.
— Panie hrabio, — zawołał w progu rozpaczliwym głosem. — Spotkała mnie w jego domu, od jego córki obelga, na którą nie zasłużyłem. Panna Marcelina rzuciła mi pieścionek pod nogi, zrywa ze mną. Wiesz hrabia o tém! Stało się to za jego zezwoleniem?
— O niczém nie wiem, — odparł zimno hrabia. — Nie wpłynąłem na córkę; gdy wam przyrzekała, była panią swojéj woli i dziś jestem również bezsilnym...
Obdorski rozśmiał się namiętnie i szydersko!
— Przecież się to tak skończyć nie może! — zawołał. — Nie mogę pójść precz, nie uzyskawszy zadośćuczynienia... To rzuca na mnie plamę.
Hr. Saturnin, któremu na krwi zimnéj i męztwie nie zbywało, skłonił się tylko i zamruczał:
— Służę mu.
Obdorski dopiero teraz postrzegł się, że wyzwanie ojca wca-