Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

z Cho.... będę ci wdzięczen. Reżyser będzie ze mnie kontent, choć ja mu połowę pracy oszczędzę... bo sam się znam na tém...
— Kto z nas ma o tém pierwszy powiedzieć pannie Marcelinie — spytał Salezy. — Mnie się zdaje, że wam wypada... uczynić inicyatywę. Ja was poprę, jeśli będzie potrzeba..
— Korczaka bierzesz na siebie? — przerwał hrabia. — Idzie mi wielce o pozyskanie go, powierzchowność nadzwyczaj sympatyczna, głos miły, no i chłopak dobry...
— Dodaj i to — co znaczy nie mało, że panna Marcelina nie ma do niego wstrętu...
Saturnin głowy ruchem potwierdził to.
— Lubi go nawet, — dołożył Salezy.
I na to się zgodził milcząco, przejęty myślą amatorskiego teatru hrabia...
Najzabawniejszém było, że teraz, gdy już myśl rzucona przyjętą została z zapałem, hr. Saturnin chciał ją Salezemu wytłómaczyć jako ofiarę, którą czynił dla córki.
— Kłopotu z tém będzie dosyć — rzekł, spuszczając oczy skromnie — lecz dla dziecka, dla rozerwania jéj, żadna ofiara mnie kosztować nie będzie... W istocie to ją może zabawi, rozrusza, ożywi.
— Niezawodnie, — zamknął Salezy, żegnając go.
— Wieczorem było osób kilka. Hr. Saturninowi z trudnością przychodziło dłużéj zachować tajemnicę. Cały był już przejęty tą myślą i układał plany komedyi i przysłowia. Przysłowie miało nosić tytuł: „Nie mów hoc!“ Komedyi idea jeszcze była mętną... ale zwolna się wyjaśniała...
Przy herbacie z nienacka zdziwiona Marcelina usłyszała z ust ojca, iż niezmiernie na niego nalegano, aby urządził teatr amatorski...
— Opieram się temu, — rzekł, spoglądając na córkę z udaną obojętnością, ale nie wiem prawdziwie czy mnie do tego nie zmuszą.
Marcelina zrozumiała bardzo dobrze, iż ojciec sobie mógł tego życzyć a że pragnęła go zabawić — odezwała się, że rzecz nie była tak trudną do wykonania, byle się znaleźli amatorowie.
— A! będzie z pewnością więcéj kandydatów niż ról — odparł hrabia...
Natychmiast hrabianka, wchodząc w myśl ojca, zaproponowała wielką salę balową przerobić na ładną maleńką scenę. Saturnin się z nią zgadzał. Pierwsze lody zostały skruszone.
Nie śmiał jeszcze ojciec zaprosić do współudziału Marceliny, ale zdawało mu się, że to musiało wypaść samo z siebie. Hrabianka bawiła się tém, iż mogła ojcu uczynić przyjemność.
Tymczasem Salezy biegł do Korczaka. Zastał go w domu po południu.
— Przychodzę do ciebie z prośbą, — odezwał się przygotowany skłamać — z prośbą od tak pięknéj i miłéj panienki, iż pewnym jestem, że odmówić jéj nie możesz.