Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

Korczak patrzał mu w oczy.
— Hrabianka Marcelina chce ojcu zrobić przyjemność i odegrać jednę z jego komedyjek, rozumie się, na prywatnym amatorskim teatrze... Jestem wysłany, aby cię wyrozumieć i z góry zaręczyłem za was...
— Za co?
— Będziesz z nią grać!
— Ja? ale nigdy w życiu nie próbowałem i wcale powołania nie czuję, — rozśmiał się Staś. — Jestem pewnym, że będę najnędzniejszym aktorem w świecie! Skompromitowałbym tylko tych, co wystąpią ze mną.
— Ale! ja biorę na siebie twoję grę i odpowiedzialność za nią — zawołał porywczo Salezy. Bylebyś chciał, a dla panny Marceliny powinieneś chcieć — będziesz najdoskonalszym kochankiem.
— Jak to? kochankiem? — wykrzyknął Korczak. — Nigdy w świecie!
Od tego się poczęła długa walka, w któréj Staś został pokonany. Prosiła panna Marcelina, żądał tego hrabia — Korczak na żaden sposób odmawiać nie mógł.
Skłopotany zamilkł wreszcie. Garbus siedział tak długo, tak żywo sprawę popierał, iż na pierwszy atak uczynił wiele. Wyłom był gotowy.
Potrafił sobie pozyskać zresztą staruszkę, której podszepnął, że to było z korzyścią dla stosunków jéj syna. Ona też zaczęła go namawiać, ażeby się nie dziczył.
— Nie idzie ci pewnie o oklaski, — odezwała się, będziesz grał jak potrafisz, a uczynisz tém przyjemność drugim. Możesz tę małą z siebie ofiarę zrobić... To cię rozerwie... Zbyt mało masz na twój wiek rozrywek, nadto żyjemy zamknięci...
Żałuję, że widzieć cię nie będę... — dodała — ale jestem pewną, że gdy zechcesz, grać będziesz doskonale.
— Ja także jestem tego najpewniejszym — potwierdził Salezy — i jak na Zawiszę rachuję.
Z tém odszedł.