nie, włożyła kapelusz, ubrała się i pojechała z jędrną służącą.
Czy Fiszer czatował na nią w miasteczku, lub przypadek go postawił na drodze jéj do kościoła, trudno odgadnąć.
Zobaczywszy go, panna kazała stanąć, wysiadła, i służącéj wskazawszy drogę do kościoła, sama poszła pieszo ku niemu z Fiszerem.
— Jakże pani jesteś z ojcem? — zapytał Niemiec.
— Jesteśmy teraz niemal obcy sobie — odparła Romana. — Nie kłócim się, wyrzekłam się argumentowania i przekonywania ojca. Jestem pewną, że tylko fakta i twarde doświadczenie potrafią go zmienić. Bolesną mi jest ta walka, ale konieczną. Chętnie jeżdżę do kościoła, bo potrzebuję się modlić, — dodała, — ale dziś, przyznaję się, nie tyle pobożność, co nadzieja spotkania się z panem mnie tu sprowadziła. Powiedz mi pan, nie zaszło co w téj nieszczęsnéj sprawie Sołomereckiego? Niéma nadziei, ażeby z pomocą przyjaciół utrzymał się w Dubińcach? Wyda się to panu może dziwacznym, że idę tak wprost przeciw ojcu, ale zrozumiész mnie! Chcę go widziéć mniéj winnym.
— Zdaje się, że co do Dubiniec, — rzekł Fiszer, — nic się dla młodego Księcia zrobić nie da. Gdyby nawet współobywatele i obojętni a dalecy krewni chcieli co uczynić, Sołomerecki nie przyjmie tego. Ci, co go bliżéj znają, a i ja się teraz z nim spotykam częściéj, są przekonani, że niczyjéj łaski nie zechce, bo pragnie sam być winien przyszłość sobie. Jest to charakter szlachetny i wolę ma żelazną, którą w szlachcie polskiéj, serdecznéj a miękkiéj, rzadko spotkać.
— Ale jakże sobie da rady, jeżeli mu nic nie zostanie? — zapytała Romana.
— Jest bardzo wykształconym rolnikiem i ma podobno również w wielu gałęziach przemysłu być doświadczonym. Nie stracił czasu w Belgii. Gotów jest służyć komuś. Wprawdzie nie łatwo może znajdzie miejsce odpowiednie, ale ma wytrwałość. Słyszałem go, mówiącego o objęciu zarządu cukrowarni.
Romana pokręciła głową.
Strona:PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu/30
Ta strona została skorygowana.