Koniec końcem, niepodobna już było zapobiedz sprzedaży.
Ciekawość była podrażnioną do najwyższego stopnia. Ci, co sprzyjali Sołomereckiemu, Sędzina i jéj przyjaciele, z początku wiele obiecując, w końcu okazali się bezsilnymi. Brodzka jedna znalazła piętnaście tysięcy rubli, ale to była kropla w morzu, nawet dołączywszy ją do długu Natana.
Inni panowie, jak to u nas jest zwykle, kapitałów wcale nie mieli. Nie było z czém wystąpić. Oprócz Gryżdy, zjawił się przy litcytacyi jeden tylko obcy, nieznany, narodowości nie naszéj, amator z pieniędzmi. Walka była upartą, napędzono Gryżdzie cenę dosyć wysoką, lecz zwyciężył i nabył Dubińce.
Podniesiony szacunek dóbr to szczęśliwe następstwo wiódł za sobą, że wszystkie długi pokryte nim były. Sołomereckiemu nie zostawało nic, ale ruchomości sprzedawać nie miano potrzeby. Ocalały nie tylko pamiątki, ale i mniéj Maurycemu potrzebne sprzęty domowe, z któremi nie wiedziéć co począć było.
Gryżda, z niechęcią widzący, że mu w pałacu nagie ściany zostaną, ofiarował się nabywać sprzęty, Maurycy nie chciał ich sprzedać, a Sędzina dawała wozy dla zabrania ich, i znowu się narzucała z domem w Zalesiu, który tymczasowo Maurycy przyjąć był zmuszony.
Pojechał więc Sołomerecki do Dubiniec dla odbioru tego, co mu należało, a Symeon stanął przy nim jako dokuka, ażeby dopiec Gryżdzie, odbierając mu, co było do życia i zagospodarowania się najpotrzebniejszém. Nastał na to, ażeby nawet z dworku dawnego rządcy sprzęt pański odebrać. Nie darowano nic, nie odstąpiono ani jednego stołka i Gryżda z córką znalazł się nagle pozbawionym najniezbędniejszych rzeczy, które łap, cap, najgorsze, drogo z miasteczka trzeba było sprowadzać.
Przy téj grabieży Romana znalazła się tak czynną pomocnicą nieprzyjaciela, że ojciec się pogniewał na nią. Jawnie, gorąco upominała się o to, aby nic cudzego tu nie pozostało. Pościel swoję kazała zrzucić na ziemię, książki do kąta, ojcu papiery wysypała na podłogę.
Zenon zżymał się, złościł, posprzeczali się. Był od czasu nabycia Dubiniec w najczarniejszym humorze. Naprzód zmuszono go zapłacić je nad wszelkie spodziewanie i rachubę; powtóre, brał je gołe, urządzenie się mogło kosztować wiele, a wcale się na niém nie rozumiał. Pałac wymagał stosownego umeblowania.
— Ty to sobie sama rób, bo się na teém lepiéj rozumiesz — rzekł do córki — ja gustu nie mam; będą się śmiać.
— Ani się tknę niczego — odparła Romana. — W pałacu noga moja nie postanie. Znać go nie chcę; zostaję na folwarku. Mówiłam ojcu, że Dubiniec nie cierpię... jest na nich krzywda ludzka. Muszę tu siedziéć, ale się rozpościerać nie myślę. Uważam je za cudze... Los nam musi wydrzéć, cośmy...
Gryżda nie dał jéj dokończyć. Cierpliwości mu się przebrało.
— To jawny bunt! co ty myślisz sobie? — zawołał — cierpiałem długo, lecz się na końcu wyczerpuje cierpliwość.
Oszalałaś... żądam posłuszeństwa. — Romana zmilczała.
— Każdy sobie i dla siebie — rzekła po chwili. — Jeżeli się pogodzić nie możemy, ja gotową jestem ustąpić.
— Co? — krzyknął Gryżda.
— Przewidując, że się skończy na tém — odpowiedziała Romana — pisałam do mojéj przyjaciółki, pani N. do Warszawy; mogę miéć miejsce nauczycielki muzyki i przyjmę je.
Gryżda zbladł jak ściana; przez chwilę mu się usta trzęsły i odpowiedziéć nie umiał. Nie wierzył córce i brał to za groźbę tylko; ale z Romaną, jak się przekonał, nie łatwo było. Miała jego upór i wytrwałość.
Rozśmiał się w końcu z projektu opuszczenia rodzicielskiego domu, nie biorąc go na seryo i zwrócił spór na narzekanie i skargi, których córka nie słuchała i wyszła.
Tryumf został zatruty tysiącem podobnych drobnych a dokuczliwych nieprzyjemności, których liczba była niewyczerpaną.
Wszystko jednak niczém się wydawało, w porównaniu z zajściem domowém, z wojną z własném dzieckiem. Zastanawiając się nad tém, jakby dać nowy zwrot jakiś stosunkowi nieznośnemu, Gryżda wpadł na myśl, że osamotnienie wzmagało w Romanie siłę oporu, że należało poszukać dla niéj towarzyszki, która-by wpłynęła na nią. Zapomniał o tém, że sam żadnemu wpływowi niedostępny, tego samego w podobnéj do niego córce mógł się spodziewać.
Strona:PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu/32
Ta strona została skorygowana.