w pałacu odnowionym, Dziekan dodał z westchnieniem:
— Bardzo mi się w życiu rzadko trafiało spotkać ze skruchą prawdziwą i ze zmianą charakteru, szczególniéj w ludziach starych; ale któż to wié? ten Gryżda... gdyby córka przy nim była... z taką jak ona ma główką i z tém sercem... kto wie... mogła-by choć powstrzymać od zabrnięcia w nowe jakie błoto.
Jéj tu spokojnie, dobrze... to prawda — ale — obowiązek tam woła! Z daleka, samą tęsknotą po sobie, nie wiele ona dokaże... więcéj-by zrobiła na miejscu.
— A! zlituj się, Dziekanie! — przerwała Sędzina. — Co za myśl! Chcesz mi ją odebrać. Ona tu odetchnęła dopiéro, a tam...
— Wiem, że jéj tu lepiéj — rzekł ksiądz Piszczała — lecz, droga pani moja, wejdź w siebie, pomyśl, rozważ, nie jest-że to obowiązkiem? nie powinnaż ona?
Sędzina sobie uszy zatknęła.
— Daj-że mi pokój.
Ksiądz Piszczała nastawał.
— Z taką mocą charakteru, jaką ona ma, z tym rozumem — mówił daléj — jestem przekonany, że powoli wiele by uczynić mogła. Gryżda, jeżeli się nie mylę, przynajmniéj co do rezultatu swoich zabiegów jest rozczarowany. Chwyta, jak tonący brzytwy, ludzi, jacy mu się nastręczają, choć pewnie ich należycie ocenia... nie wié, co robi... obłąkany jest. A że kocha córkę, tego jestem pewnym.
— Więc cóż? ma mu się narzucać sama! to niepodobieństwo — zawołała Sędzina. — Wiemy, że ją chciał mi z pomocą Bezdonowa gwałtem wziąć, ale żadnego zresztą kroku nie zrobił, by ją odzyskać. W tym domu sama, albo z taką Garlińska, to prawdziwe było-by męczeństwo; tu choć czasem ona Sołomereckiego zabawi, a on ją rezerwie... a w Dubińcach...
Dziekan jedném już słowem odpowiedział:
— Obowiązek! Nie pochwalałem jéj oddalenia się z domu, a dziś, gdybym mógł, skłonił-bym ją do powrotu.
Brodzka nadto szanowała Dziekana, by się z nim ważyła sprzeczać; zamilkła, ale się jéj bardzo smutno zrobiło.
Wprowadziła rozmowę na opis wspaniałości Dubinieckich i śmiała się z nich, powtarzając: oszalał! jak Boga kocham, waryat.
— Otóż widzisz, kochana pani — dodał Dziekan — że gdyby ona tam była, niezawodnie-by do tych śmieszności i głupstw nie dopuściła.
Mniejsza zresztą o to, ale w ważniejszych sprawach, chybiony cel, obałamucenie jego, mogą Bóg wié gdzie go popchnąć.
Nie głupi człowiek, tymczasem stracił rozum przez nagłą zmianę położenia. Wielu się na wyżynach w głowach kręci.
Ksiądz Piszczała, gdy raz powziął myśl jaką, nie łatwo się jéj wyrzekał, a jeśli w niéj mieściło się pojęcie obowiązku, nie odstępował nigdy. Jednakże w czasie téj bytności swéj wstrzymał się, gdy Romana weszła, od potrącenia o ten przedmiot tak drażliwy. Nie było nawet mowy o Dubińcach, choć Gryżdzianka wiedziała, że z nich powracał.
Strona:PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu/46
Ta strona została skorygowana.