Strona:PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

łacu, a nawet dworek Symeona niektórym służył za chwilowy przytułek.
Symeon tylko ruszał ramionami, śmiał się i cieszył, że starego nicponia rujnowano i objadano.
Sama pani na ten dzień sprowadziła sobie nadzwyczaj kosztowny strój fantastyczny, z jakiejś książki przekopiowany, i mający bajecznych krajów nieznanych przedstawiać królowę.
Była téż jakby stworzoną do téj roli, i w dyademie, zręcznie zlepionym z różnych klejnotów, było jéj cudnie do twarzy.
Płeć miała śliczną, a choć kobiety zapewniały, że sztucznie była stworzoną z pomocą bielideł i różnych barw, umiejętnie użytych, przy świecach zwłaszcza, nikt by się był tego nie domyślał.
Suknia powłóczysta z ogonem, koronki, perły, klejnoty, okrywały ją całą. Nadzwyczaj piękny wachlarz japoński miała w ręku.
Surowy krytyk był-by jéj ubraniu wiele sprzeczności i anachronizmów mógł zarzucić, ale całość była olśniewającą.
Panna Zenejda przystrojona była za fantastyczną również Amazonkę i doskonale śmieszną, ale zupełnie z siebie uradowaną.
Inne panie, pomimo nadzwyczajnych wysiłków, nie mogły się nawet porównać z gospodynią.
Stroje ich, widocznie w domu składane z różnych zabytków i kawałków, jaskrawe były, dziwaczne, ale nie piękne i nie świeże.
Każdy gość, przybywający do salonu, witany był nadzwyczaj zręcznie i wdzięcznie przez tryumfującą gospodynią i pannę Zenejdę. Gryżdy samego albo wcale widać nie było, lub ukazywał się jak widmo blade i znikał natychmiast. Zbyt wiele miał do czynienia. Goście téż o niego nie troszczyli się wcale.
Zamarski, ubrany z kiepska po węgiersku, przyjmował mężczyzn i gospodarzył, jak w domu. Bufety były pod jego dyrekcyą.
Muzyka, dobrze wprzód, nim się zjechali goście, brzmiała okrutnie, a wszystkie pałacowe zakątki błyszczały światłem rzęsistém.
Przybywający obchodzili salony i pokoje, zastawione kwiatami, pozawieszane draperyami, lśniące od świateł, i wykrzykiwali z zadziwienia:
— Co umié, to umié ta kobieta wystąpić. Niech ją kaci, co to musiało kosztować. Poskrobie się Gryżda, poskrobie! Jak przyszło, tak pójdzie.
I uśmiechano się, szukając oczyma po kątach gospodarza, który się prawie nie pokazywał.
Jednym z najwcześniejszych gości był kniaź Bezdonów, który, od piérwszéj bytności w Dubińnicach, stał się wielkim adoratorem saméj pani.
Wprawdzie czasem, krzywiąc się, zarzucał jéj, że prawdziwie dobrego tonu nie miała, ale bawiła go swą żywością i życiem tém wesołém, które i on lubił. Ganił jéj smak, ruszał ramionami, lecz wychwalał gościnność i uprzejmość gospodyni.
Przyjechawszy i rozmówiwszy się z samą panią, kniaź sobie obrał takie miejsce, aby z niego mógł się dobrze wchodzącym przypatrywać i żartować sobie z niebywałych ich strojów i masek.
W istocie wiele tu było śmieszności i dziwactw, ale salony, wypełniając się, stanowiły obrazek tak barwny i urozmaicony, że się nim ubawić było można wyśmienicie.
Bezdonów aż się trząsł ze śmiechu i przyklaskiwał niektórym wchodzącym.
Rozumié się, że ta pół-maskarada nie mogła się obejść bez typów tradycyjnych, Węgra z olejkami i prolejkami, żyda handlarza, Cyganek, Turków, żebraka i tym podobnych.
Stroje ich były przynajmniéj łatwe do zlepienia, a dowcip, który je powinien był uczynić znośnemi, zastępowały mimika i oklepane koncepta.
Kniaź, mający oko bardzo trafne, rozpoznawał w Węgrzynie z prolejkami Kostka.
— Ten tu coś spłata! — szeptał, — nie może być, aby tylko dla ciekawości przyjechał.
Jak tylko liczba osób dozwoliła rozpocząć tańce, gospodyni otwarła bal polonezem z Bezdonowem; Gryżda się w nim nie pokazał.
Po tym wstępie natychmiast zagrano walca i zabawa życiem i wesołością niezmierną zawrzała.
Przy butelkach wszyscy starsi pozasiadali i tu już zawczasu korki strzelały, bo szampańskiego stały całe kosze, więc czegoż sobie miano żałować!
Zamarski, mości dobrodzieju, przepijał i zachęcał, łatając się węgierszczyzną tak wątpliwą, jak strój.
— Basa te remtete... Basa mazana i t. p.
Około godziny dziewiątéj nastrój był tak podniesiony, ochota tak ogromna, wesołość krzykliwa tak powszechna, że we wrzawie téj trudno się było nawet zblizka rozmówić.