Nazajutrz Gryżda znalazł się w miasteczku u Bezdonowa, przed którego dworkiem stał już ekwipaż saméj pani. Wszedł, nie witając się z nią; kniaź powiedział małe kazanie i zaczęły się wprost targi o to, co Gryżda żonie na jéj wydatki przeznaczał. Sama pani zrywała się kilka razy, łajała, zarzucała męża wymówkami; on milczał. Skończyło się wreszcie na tém, że wyjechali razem, ale Gryżda siadł na swoję bryczkę, i pojechał nią za koczem Jejmości.
Tu przybywszy, gdy obszedł pokoje, rozpatrzył się w szafach i kredensach, rozpacz go porwała. Srebra kosztowne wszystkie były sprzedane i zastąpione Ruolzem, wielu najdroższych rzeczy brakło. Przyszło do kłótni, która nie powróciła nic. Jejmość śmiało i zuchwale się broniła, językiem jéj nie mógł sprostać Gryżda.
Życie wspólne miało się rozpocząć na nowo, ale stary w pałacu spustoszonym mieszkać nie chciał. Ekonomowi kazał się wynieść na stary folwark, a sam zajął dawny swój dworek, ze wspomnieniami córki. Z żoną widywali się parę razy na dzień, kłócąc się za każdym razem. Wzajemne wymówki jak grad się sypały i kończyły tém, że Gryżda uciekał do dworku.
Goście zwolna znowu zjawiać się poczęli, ale ani przyjęcie, ani występy już nie dorównywały dawniejszym. Więcéj w nich było pozoru, niż rzeczywistości. Pani skąpiła, aby miéć na gałganki, których się wyrzec nie mogła.
Gryżda chodził struty, zestarzały i zły. Na chwilę go to odżywiło, że istotnie układ o kaucyą z Szablońskim przyszedł do skutku. Był on na pozór bardzo korzystnym, bo dawał kilka tysięcy za nic, a milionera-spekulanta o bankructwo niepodobna było posadzić.
Staraniem grzecznego Bezdonowa, przy zawarciu umowy, sama pani otrzymała brzęczące porękawiczne.
Z pieniędzmi w kieszeni, Gryżda rzucił się natychmiast na drobne lichwiarskie interesa, ze swymi dawnymi pomocnikami, których Natan kapcanami nazywał. Było to dla niego rozrywką, odciągało go od smutnych rozmyślań nad położeniem, na które był skazany.
Nadzwyczaj rzadko pokazywał się w pałacu, nie starając nawet o powierzchowne zachowanie jakichś form, które-by pożycie małżeńskie w oczach ludzi osłaniały.
Pani bawiła się zawsze, dobierając sobie i kobiety, i mężczyzn, nie koniecznie wielkiego kalibru. Najwygodniéj jéj było z tymi, którzy, niżéj od niéj stojąc, kłaniali się jéj i pochlebiali.
Gryżda na nic już nie zważał, nic go nie obchodziło, oprócz rachunków; ale i w tych sama Jejmość umiała go podchodzić na korzyść swoję.
Tak przeszedł rok cały i termin płacenia drugiéj raty należności za kaucyą Szablońskicgo nadchodził, a o pieniądzach jakoś słychać nie było. Co gorzéj, rozchodziły się wieści, iż milioner stał bardzo źle z podradem.. Wziął był w chwili, gdy zboże tanio kupić się spodziewał, skutkiem nieurodzaju, ceny nagle znacznie podskoczyły.
Szabloński siedział w Petersburgu, starając się o jakieś ulgi.
Strona:PL JI Kraszewski Psiawiara.djvu/75
Ta strona została skorygowana.