gulowanie społeczności; stąpamy po zwaliskach, wśród których chwast i zielska rozpościerają się z pychą prawych właścicieli.
We wszystkich sferach czuć niezmierną boleść, wycieńczenie długą chorobą, to konwulsye, to odrętwienie sprowadzającą. Mieniają się na scenie zbytki siły bezrządnej i bezsilności martwej, następują po sobie nieodgadnione symptomy, nielogiczne rzucania się jak w przededniu chrześciaństwa, zachcianki rzeczy niemożliwych, zwątpienie o prawie i przeznaczeniu ludzkiem.
Żyjemy jakiemś wyczekiwaniem prawdy bez jasnego jej pojęcia, negacyą tego co istnieje, niedobrze wiedząc dlaczego jest nam tak źle; nadziejami dziecinnemi, nieokreślonemi, niespodzianek przyszłości, trawi nas gorączka powolna, czujemy jakby przedśmiertną godzinę.
Lecz jest to tylko przedwstępna odrodzenia chwila. Guizot w swem dziele o spółeczeństwie chrześciańskiem odmalował dobrze ten stan chorobliwy; lecz dając trafną dyagnozę choroby, nie wskazał na nią lekarstwa, odbolał tylko niedolę ludzkości.
Zresztą na innych lekarzach nam nie zbywa; jedni chcą szukać zbawienia w powrocie i zacofaniu do przeszłości, która z daleka wydaje się ideałem; drudzy zaparłszy ducha, siłę liczebną całą przypisują materyalnym życia warunkom; inni radziby wywrócić wszystko, aby potem z nowego człowieka niemożliwe stworzyć społeczeństwo; nie brak ani teoryi, ani empirycznych recept, ale chory cierpi coraz boleśniej. Społeczność w istocie jest w chwili niebezpiecznego przesilenia, i gdyby nie nadzieja, gdyby nie pewność ratunku w mocnem przeświadczeniu i wierze w wyższe cele ludzkości, w prawo postępu niezłomne, możnaby sądzić, że kresu dobiega, że ma skończyć jak niegdyś zaczynała, odmętem.
Dosyć spojrzeć na Europę, by dostrzedz że słabość ta napada nietylko jednostki wycieńczone, ale umysły wybranych, że ogarnia całe narody, owłada niemal wszem światem. Odbija się to w życiu codziennem, publicznem, w teoryach społecznych i ekonomicznych, w polityce, literaturze, obyczajach.
A przyszliśmy do tego jakoś nieznacznie i powoli. Zrazu ogarnęła była świat namiętność utopij niemożliwych, szał Tukajowski przerabiania się na młodszy, na lepszy, na inny zapomocą filtrów a choćby i nożów; chciano pokrajać ludzkość, przegotować ją w doktrynach i zlepić potem nową. Próby się nie udały, przyszło zwątpienie, zwrot pod dach rzeczywistości powszednich, które już tylko na pułap patrzą, nie w niebo, opasują się najciaśniejszą granicą i nie śmieją jej przestąpić, aby się na zawody nowe nie narażać.
Dla dokładniejszego odmalowania tego smutnego obrazu, potrzebaby przebiedz wszystkie objawy życia, a naostatek zdać sobie sprawę ze stanu politycznego Europy i zmian w pojęciach, jakim od lat kilku ulega. Potrzebaby rozważyć międzynarodowe państw stosunki, przypatrzyć się kruchości budowy téj, której upadku lękają się wszyscy, nie wiedząc co na jej miejscu postawią.
Czemże jest dzisiaj Anglia, głośno zapierająca się wszelkiego innego posłannictwa nad przekarmienie swych głodnych dzieci i zabezpie-