Strona:PL JI Kraszewski Stara panna.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Rejent włożył okulary, zbliżył się do okna i całą litanję czytać począł, wśród której, gdy przyszło do tysiąca dukatów u podczaszyca, skrzywił się mocno. Im więcej się gromadziły, im dłużej trwał ten rejestr, tem słuchający poważniejszą, bardziej serjo przybierał minę i zadumał się głęboko. Suma, wypadająca z kapitałów i ocenienia inwentarza, tak go zdumiała, że prawie osłupiał.
— Pf! ale to senioralna fortuna! książęca! — zamruczał...
Potwierdził to Moroszyński.
Podczaszyc siadł, sparłszy się na ręku.
— Będzie lokować na dobrach? — zapytał.
— Zdaje się, że nie, ale trudno się od niej co dowiedzieć!
— Proszę! — zamruczał podczaszyc — proszę! miljonowa fortuna...
— I osoba nie do pogardzenia — dodał rejent, który miał dla niej respekt wielki.
Po tej krótkiej rozmowie, jakby makiem siał, z kwadrans gospodarz ani słowa się nie odezwał. Pogrążony był w myślach, których Moroszyński przerywać nie śmiał...
Odjechał rejent i zostawił podczaszyca jeszcze zadumanego głęboko, a choć przez uczucie obowiązku powrócił do cebul holenderskich i zajmował się niemi, a szczególniej tulipanami, były chwile, w których go posądzić się godziło, że wcale o czem innem myślał. W końcu, nawet nie doszedłszy do rozpakowania wszystkich tych osobliwości, zdał je na ogrodnika.
Poszedł do swej kancelarji, siadł przy biurku podczaszyc i do stryja w Warszawie list pisać począł. Ktoby za nim stał naówczas i mógł go czytać, przekonałby się, że nie o czem innem donosił stryjowi (był on członkiem rady nieustającej i wysokim dygnitarzem koronnym), tylko o cudownym tym wypadku, że un homme de rien, prosty arendator dóbr, niejaki Przeławski, zostawił w gotówce (to stało podkreślone) fortunę olbrzymią, jakiejś krewnej starej pannie...
„Parę razy byłem w tym domu, nie chcąc sąsiadowi uchybić, żyli extra po prostu... Pannę widywałem... niemłoda, nieładna, ale wychowana niezgorzej, mówi nawet nieźle po francusku... tylko temperament jakiś niesympatyczny... szorstki. Smutno pomyśleć, że tak znaczna fortuna dostanie się może jakiemuś sztachetce, a kto wie, czy nie oficjaliście młodzikowi!!
„Rejent, który przywiózł specyfikację urzędową kapitałów i inwentarzy, całą tę kolosalną masę ceni minimum na sześćdziesiąt pięć do siedemdziesięciu tysięcy czerwonych złotych!! Avec cela, kończył piszący, ani cienia familji, żadnych nieprzyjemnych koligacyj, sama, jak palec”.
List na sporym arkusiku, zapisany na cztery strony, zawierał też smutny obraz położenia własnego pana podczaszyca, który z ogromych długów, jakie mu pobyt w Paryżu, Anglji i Hollandji pozostawił po sobie — wybrnąć nie mógł, pomimo ofiar i t. p...
W niespełna parę tygodni poczta przyniosła odpowiedź stryja...
Członek rady nieustającej, który też synowcowi rad nie skąpił, ale w pomoc przyjść nie mógł skutecznie, dla (jak się wyrażał) zdelabrowanych interesów własnych, — pośpieszał z najgorętszem życzeniem, aby podczaszyc, zrzuciwszy pychę z serca, wprost począł się starać o pannę Stratonikę Białozielską.
Argumenta, któremi popierał tę radę, były przekonywające i tem mocniej konwinkowały podczaszyca, że on sam je — proprio motu — już był z siebie wydobył. Słowo w słowo to, co pisał stryj, podczaszyc mówił codzień sobie... Dla niego, równie jak dla stryja, nie ulegało najmnieszej wątpliwości, że ich imię musiało wywrzeć takie wrażenie na pannie, iż nie mogła ani kogo innego przenieść, ani rekuzować.
Narazić się na grochowy wieniec! sama myśl oburzała do najwyższego stopnia podczaszyca, ale stryj i on wiedzieli, że im — odmówić nie było podobna!!
Przypomniał sobie, jak przez sen, podczaszyc, że raz, w zapusty, nieostrożnie nazwał pannę Stratonikę „starą panną”, co ona pono usłyszała, ale ta okoliczność w niepamięć pójść musiała.
Rozważając wszystko, znalazł bardzo słuszny powód pojechania do Mazanówki sąsiad, jako dla pomówienia o tym tysiącu dukatów, które winien był dotąd...
Należała się też wizyta kondolencyjna. Obiecywał sobie podczaszyc zresztą być nadzwyczaj ostrożnym i dobrze grunt wprzódy zbadać, nimby do oblężenia przystąpił.