Przez poszanowanie dla hetmańskiego rodu rejent nie kończył. Podczaszyc mu się wydawał czemś tak osobliwem — jakimś kuglarzem i komedjantem a po troszę fiksatem, iż życia z nim nie pojmował.
— Juści ona pewnie sobie rady z nim da, hic mulier — to pewna, lecz póki go okiełzna!! A w dodatku całą rodzinę illustrissimow mieć będzie do podbicia... A potem!? cały zysk — koperta! Jaśnie wielmożna Stratonika z Białozielskich.....
Mówiąc to splunął i ruszył ramionami.
— Tandem, jeżeli hoc erat in votis? niech ma, czego pragnie.
Dzień następny przebył w domu, pod pozorem słoty, lecz rzeczywiście nie chciało mu się spieszyć do podczaszyca. Rozważał, co mu ma powiedzieć, jak, bo wszystkiego co słyszał — mówić nie chciał.
— Proh pudor! — myślał w duchu — juściż mu nie mogę wręcz rzec, że ona sobie tego tak gorąco życzy... Coś się bąknie! kto wie? może się rozmyśleć! Jemu oliwy do ognia dużo dolewać nie potrzeba... Cała rzecz, że się powie oględnie, iż jest życzliwie dysponowaną. Nie mogę niewiasty kompromitować...
Trzeciego dnia, nie było już sposobu zwłóczyć, wyruszył rejent, ale zły, kwaśny, zgryziony tak, że dla uniknienia czarnych myśli, które mu po głowie chodziły, przez całą drogę mówił pacierze. Wypadło mu to na rękę, bo i zaległości miał zwykłe, i grając z przeorem dominikanów, sto kilkadziesiąt Zdrowaś-Marja za dusze zmarłe przegrał mu w marjasza.
A w tych rzeczach rejent był sumienny i co przegrał to płacił, zwłaszcza gdy szło o duszyczki w czyścu cierpiące...
Wprowadzono go natychmiast do kancelarji podczaszyca, który list pisał do członka rady nieustającej... Na widok pożądanego gościa rzucił pióro i pilnie mu w oczy patrząc zbadać się starał, co przywozi. Mógł się omylić łatwo, bo przybywał rejent z dobrą wiadomością, ale złą miną...
— Cóż tedy? byłeś asindziej?
— Byłem.
— I mówiłeś?
— O ile się dało — rzekł rejent — boć zbyt się wciskać w arkana serca kobiecego... nie wypada.
— Cóż przywozisz? co? zmiłuj się.
— Jak najlepsze augurja — rzekł sucho rejent — śmiało to powiedzieć mogę, jak najlepsze — ale...
— Jest, ale?
— Zawsze jest — ale, wszędzie — mówił rejent. Nic bez ale. Osoba jest skromna, której sentyment menażować należy. Życzyłbym więc podczaszycowi — festina lente.
— Jakto? lente! — wybuchnął gospodarz — lecz jeżeli dysponowana.
— Jak najlepiej.
— Więc po cóż zwlekać?
— Przez samą delikatność — wtrącił rejent.. Nikt na świecie u nas za trzecią, czwartą wizytą się nie oświadcza. Sam pan podczaszyc miarkuje, że toby mogło i jego afekt nagły podać w wątpliwość i ją zakłopotać.
— Masz słuszność — rzekł podczaszyc — ale nic nie staje na zawadzie temu, aby wizyty przyspieszonym szły biegiem...
— To jw. pan, zgodnie z obyczajami przyjętemi, lepiej potrafisz oznaczyć niż ja...
Twarz podczaszyca radośnie jaśniała.
— Główna rzecz, szanowny rejencie — rzekł, — iż inklinację jej zbadałeś i powiadasz mi, że na nią rachować mogę.
Rejent bardzo serjo i uroczyście, rękę kładąc na piersiach, odezwał się.
— Sumiennie to rzec mogę, iż widziałem ją tak usposobioną dla jw. pana, jakem się nawet nie spodziewał. — Z mowy jej wymiarkować mogłem, iż spodziewa się, że jw. pan jesteś serjo zajęty nią i — nielekkomyślnie odwiedziny te przedsiębrałeś!
Podczaszyc, który szlachty w ogóle ściskać nie lubił, bo powiadał, że od niej zawsze słychać czosnek, cybulę, wódkę lub dziegieć — o mało jednak Odrygi nie uściskał, usłyszawszy z ust jego zapewnienie tak stanowcze.
Na wypadek sukcesu zawczasu już miał obmyślaną remunerację. Nie był tak dalece przy pieniądzach; lecz dziesięć czerwonych złotych oberzniętych miał na biurku w papierek obwiniętych, a że mu się to wydawało samemu za małem za tak delikatną posługę, w dodatku szedł łoszak, wielkich nadziei, po tureckiej matce, dzisiaj może nie zbyt wysokiej ceny, lecz w przyszłości — kto wie ile wart.
Nakarmiwszy rejenta, na wyjezdnem podczaszyc wcisnął mu owe dukaty w rękę bardzo zręcznie, czemu się on mało opierał, bo było we zwyczaju takiemi datkami nie gardzić — brali naówczas wszyscy od wszystkich — i na ucho dodał, żeby po łoszę, z tureckiej klaczy zrodzone przysłał...
Strona:PL JI Kraszewski Stara panna.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.