Strona:PL JI Kraszewski Stara panna.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko więc nadzwyczaj się odbyło szybko i rejent w imieniu łowczanki wziął natychmiast intromissję. Przez cały ten czas, gdy trwały układy, tylko przez listy się znosił ze swą jurysdatorką, gdyż zajęcia miał tyle z pieniędzmi, papierami po sądach, iż do Mazanówki dobiedz nie było czasu. Dopiero po intromisji bryczyną i parą końmi, po okrutnem błocie, bo odwilż się zawzięła, podążył do Mazanówki.
— Submituję się — rzekł wesoło, wchodząc — i mam honor dziedziczce dóbr tranzakcje, intromisje i kwity złożyć, razem z życzeniem, abyś długo i szczęśliwie panowała... w nich... Mospanie — dziś oczyszczone, książęce są dobra... Asińdzka byś powinna, gdy się cokolwiek droga ustali, dojechać choć zobaczyć swą rezydencję! Dwór wspaniały, kaplica pyszna, ogród...
— O tem nie wątpię, że osobliwy być musi — szepnęła łowczanka.
— Gniazdo usłane — dodał rejent i tylko szczęścia w niem życzyć. — Spojrzała nań z ukosa gospodyni i pilno rozpytywać poczęła — o szczegóły, na czem cały wieczór upłynął.
Nazajutrz rano Odryga już jechać musiał, bo jeszcze nań czekały różne kłopoty z racji tego nabycia z dawnemi gracjalistami i t. p.
Rad był, że swej admirowanej pannie łowczance mógł usłużyć, i pochlebiał sobie, że sprawę tę poprowadził i dokonał tak, iż mu wszyscy aplaudować musieli. Dziękowała też i łowczanka — lecz — co po troszę Odrygę dziwiło — dotąd wcale o remuneracji jego pracy, zachodów, starań nie było mowy. Zwyczaj przyjęty chciał, że gdy się tranzakcją, intromisją i papiery składało, zawsze plenipotent otrzymywać był zwykł certum quantum za trudy swoje.
Spodziewał się tego i był pewnym, że będzie wynagrodzony sowicie, tembardziej, iż nic nie wymagał z góry, a na łaskę się zdał. Tymczasem łowczanka o remuneracji, o honorarjach ani pisnęła.
Nie szło wielce o to rejentowi; nie był chciwy, a pannę Stratonikę tak wielbił, iż chętnieby jej darmo służył, ale on był człowiekiem ubogim, a ona teraz wielką panią. Cóż to znaczyć miało?
Zachodził w głowę: lecz nie zraziło go to od dalszej posługi.
Nadszedł wreszcie ów dzień uroczysty nabożeństwa i zrzucenia żałoby. Odryga znowu w pocie czoła musiał zabiegać, aby się wszystko odbyło wedle życzenia łowczanki. Frekwencja sąsiadów była ogromna, duchowieństwo się stawiło w poważnym orszaku. Exorta ks. kanonika łzy wycisnęła — a zastawiony potem chleb żałobny wspaniałą był ucztą. Asystowała całemu obrzędowi, w kościele parafjalnym odbytemu, panna Stratonika, a na odjezdnem sadzącemu ją do powozu rejentowi szepnęła:
— Przyjeżdżaj że jutro rano do mnie.
Nie omieszkał się stawić, rachunki za świece i lampy ukończywszy, rejent, tak zmęczony biedaczysko, że się ledwie na nogach trzymał.
Pannę Stratonikę w sukni liljowej, ze wstążkami pąsowemi we włosach zastał w bawialnym pokoju, a tak jej było pięknie, tak tego dnia wyglądała młodo, że aż miło było spojrzeć na nią. Z apetytem ucałowawszy jej rączkę, Odryga siadł.
— Już mi asani dobrodziejka daruj, że siadam nieproszony — rzekł — ale nóg pod sobą nie czuję.
— Daruj ty mnie, że ja twojej dla mnie życzliwości nadużywam tyle — odezwała się panna — ale rachowałam na serce wasze dla mnie. Byliście mi przyjacielem, gdym nikogo nie miała, gdy się odemnie ludzie, jak od zeschłej gałęzi odwracali — wierzyłam więc i wierzę w poczciwy afekt wasz... za który — Bóg płać!
— Moja mościa dobrodziejko — zawołał poruszony wielce rejent — Bóg świadek myśli mojej — byłem, jestem, będę jej wiernym sługą... Dziękować niema za co...
— Ale się obrachować musimy, przerwała łowczanka. — Trudziliście się dla mnie tyle, mieliście kłopotu srogiego z mej przyczyny siła — doprawdy, że nawet nie wiem czem i jak się wypłacę...
Odryga pomilczał trochę.
— Będzie na to czas — rzekł. — Pracowałem z ochotą, trudu się nie czuło — nie pilno mi, abyś mnie asińdzka zapłaciła i odprawiła...
— Ja bo wcale go odprawiać nie myślę — odezwała się łowczanka, stając przed nim — Jeśliś waćpan miał dla mnie afekt, to i ja dla niego też powzięłam szacunek i wdzięczność. Starzy przyjaciele rozstawać się nie powinni.
Spojrzała mu w oczy wyraziście, ale rejent nie zrozumiał spojrzenia. Rzucił się tylko ręce całować.
— Złota królowo moja — krzyknął — póki żywota ci służyć, a choćby i życie dać gotowym. Tak mi panie Boże dopomóż i święta męka jego...
— A no! — odezwała się wesoło łowczanka, prawą