Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

na lichą kłódkę i przybity niezgrabnie skobel zamkniętych. W pustce téj mało zostało śladów życia, a jednak jeszcze uderzała wielkością charakteru swego, czémś wspaniałém i potężném. Przedpokój większy od niejednego dzisiejszego salonu, pełen był połamanych meblów zwalonych na kupę, wśród których na oszarpanych axamitach i biało ze złotem lakierowanych kanapach, leżało kilka pustych sypanek, wyszczerbione żydowskie necułki, korzec kartofli i worek buraków.
Drzwi wyłupane i na jednéj trzymające się zawiasie, powiodły nas do sal szeregiem po sobie następujących, wśród których gdzie niegdzie mokre znowu ślady deszczów i siwe pleśnie szeroko się rozkładały. Tu i ówdzie jednak szczątki jeszcze dawnéj wielkości znać było: — ramy źwierciadeł, których ze ścian wydrzeć nie umiano, malowania na murach i nisze, napisy, kominy kamienne i marmurowe, kolumny marmuryzowane z bronzowemi kapitelami, świadczyły o przepychu z jakim ten gmach wznoszono. Jakby na pośmiewisko wśród tych wspaniałości umarłych, Żyd porozsypywał swoje sprzęty maluczkie, prozaiczne. Stały tu zepsute łóżka, połamane warsztaty, karczemne stoły bez nóg, rozbite skrzynki czeladzi i niewiém już co za bezimienne rupiecie staréj nędzy.
Starzec wskazywał to i wzdychał... bolało go, że razem gniją, pański dostatek i Żydowskie skępstwo.
Tak przebiegliśmy z nim wielkie sale przeznaczone do uroczystych przyjęć i obchodów wielką jednę, w któréj bytność króla oznaczał niedawno marmur, przez Żyda obrócony na zrobienie jakiegoś stołu do kuchni — o czém starzec mówił ze zgrozą, — inną, z któréj wydarto posadzki kosztowne, zostawując pełną pyłu i zbutwiałego drzewa, — potém pokoje sypialne, biblijotekę pustą, wśród któréj wala-