Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

ręka z szablicą, poła sukni gronostajami podbitéj, niewieście czoło pokryte zasłoną wdowią...
— A to co? — spytałem Piotra.
— To! to stare portrety, — rzekł; — zwaliłem je na kupę i przygniotłem żeby sobie prędzéj zgniły, bo tu najlepiéj zacieka... i już mi dobrze nadtruchlały...
— Zlituj się! czemuż ich nieocalisz?
— Dla kogo? na co? żeby się nad niemi pastwili żydziuki lub handlowali przekupnie? żeby niemi Sara parawany obijała, jak już probowali, żeby te poczciwe twarze patrzały na ich ohydne szabasy?.. Nie! niepozwolę krzyżować ich niewiernym, niech lepiéj zgniją i zginą... a nie! to je spalę.. dym pójdzie na chwałę Bogu jak w starym testamencie Ablowa ofiara.
— Ale — mógłżebyś je oddać komu?
— Żyd je kupił, to jego własność! zgnić może im pozwolić, ale nieodda.. to niewolnicy jego...
— A gdyby zapłacono?
— Któż za to śmiecie da trzy grosze?... Gdzie dziś panie — dodał wzruszony — poszanowanie dla przeszłości, gdzie ten duch, co dawniéj nas ożywiał? Każdy panicz woleć będzie lada kurtkę axamitną i konika, niż stary gałgan, na którym jakiś bazgroła nieosobliwszym pęzlem wyraził twarz nieznaną, co tu kona lat sto i skonać niemoże... Turcy, panie, mają rozum, że portretów niemalują...
Poszliśmy daléj — był i teatr, były i wspanialsze znowu wielkie apartamenta malowane na dole, których freski zachowane dosyć świéże uderzyły niezwykłą pięknością swoją. Zapewnie, niebyły to arcydzieła, ale ten co je malował, niepospolitym okazywał się w nich artystą. Nienatchnęły go przedmioty obce, historye narzucone mu, prze-