Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

Z podziemia nareszcie wyszliśmy niespodzianie na światło dzienne szyją jakąś naprzeciw kaplicy, drzwiami, od których Piotr miał klucze. — Powietrze, którem odetchnąłem, wydało mi się rozkoszném, niebo cudnego blasku, świat w szatach świątecznych... ale mimo doznanych wrażeń i potrzeby odświeżenia się po nich, niemogłem opuścić kaplicy. Piotr przewidział to żądanie, i minąwszy drzwi deskami zabite, poszukał klucza do małego bocznego wnijścia przez zakrystyę.
Tu — straszniejsza jeszcze była ruina domu Bożego niż ludzkiéj siedziby i cięższy smutek ogarniał patrząc na nię, bo się przypominały słowa Pisma grożącego niegodnym odebraniem pasterzy i wywróceniem ołtarzów. Ludzka znikomość mówiła w zamku głosem od lat tysiąca jednym wszędzie: tu kara Boża i grzechy zdawały się puhaczów głosem odzywać z tego opuszczonego kościołka. Niewielki, postawiony był z największém staraniem i wykwintnością przez pobożnych przodków domu tego. Nieżałowali widać na budowniczego, który śmiało zarzucił w górę sklepienie, na snycerzy co porzeźbili odrzwi i futryny okien kamienne, na grobowce i ołtarze wykwintnie z marmuru misterną ręką wykute.... ale dziś wiatr zimny wiał przez rozbitą u góry kaplicę sam jeden tu mieszkając...
Sklepienie wyszczerbione wisiało straszliwie grożąc upadkiem, wydarta posadzka przepuszczała pokrzywy, piołuny i dziewanny, ptastwo i żaby lęgły się w przybytku modlitwy. Po ścianach jeszcze widoczne były ślady malowań téj saméj ręki, która zamek ozdobiła, aniołki i święci w obłokach, nad ołtarzami w extazie, postacie zamodlone i smutne, — i panujący im w sklepieniu u wiel. ołtarza krzyż z Chrystusem na nim, zawieszony w powietrzu... Ale niebyło ani jednego malowania całego, na