Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

każdém piętrze zniszczenie się wyryło; — sam Chrystus tylko pozostał nietknięty i tryumfujący; a u stop jego Matka Boża, na któréj łonie w niebieskich jéj szatach jaskółka ulepiła sobie gniazdeczko.
Wielkiego ołtarza stało tylko podmurowanie odarte z płyt marmurowych; po za nim dwa wielkie grobowce przodków, tumby z czarnego kamienia z leżącymi rycerzami i niewiastami snem wiekuistym uśpionymi, wyglądającymi dziwnie surowo i smutno. Rycerz był piérwszy sparty na ręku, we zbroi, z hełmem u nóg i tarczą herbowną, matrona w szatach zakonnych. Bo wówczas jeszcze zakonem było małżeństwo — z różańcem w ręku i pieskiem u nóg...
Ale to wszystko stało osute pyłem, popękane, porozbijane, zniszczone... Na drugim grobowcu starzec z brodą do pasa i łańcuchem na piersi, i maluczkie dziecię spospoczywało okrążone wieńcem kwiatów, a na wierzchu ohydna śmierć z kosą uśmiechająca się zębami białemi, — trochę lepiej oszczędzone zostały, bo je gzems ocalony przykrywał. Z bocznych ołtarzów także rumowiska tylko pozostały, a u stóp ich walały się potłuczone ławy, połamane lichtarze, i strzaskane wieka grobowe.
Piotr stał z odkrytą głową i odmawiał Anioł Pański, ja przy nim ukląkłem upokorzony — modlitwa nas zjednoczyła.
— A! — rzekł gdyśmy ją skończyli, — teraz to panu pokażę i groby... poszanujesz je... Nielubię tam chodzie, bo się boję żeby Żydzi i do nich się niedopytali: gotowi powiedzieć, że i te kości im sprzedane. Zamknijmy drzwi najprzód...
Piotr zaryglował zakrystyę, wprowadził mnie do skarbca, usunął deski przy ścianie zostawione, i odkrywszy drzwi utajone na płask leżące, podniósł je powoli... Po