Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

wschodkach dosyć wygodnych spuściliśmy się w głąb podziemia.
Na podziw tu było jasno, cicho, czysto i stosunkowo świeżo nawet: znać pobożna ręka i serce pilnowały tych grobów. Lochy były prześliczne, suche, pełne piasku, i formowały jakby kościołek podziemny kształtem odpowiadający górnemu... Nawet w głębi naprzeciw wielkiego ołtarza, stał i tu ołtarz drewniany z krzyżem i lichtarzami, pokryty ubogim obrusem na pół przegniłym i zapylonym. Po obu stronach drożyny wiodącéj ku niemu, przy nizkich słupach, na których opierały się sklepienia, rzędem stały trumny na podstawkach z cegieł i drzewa. Niektóre poosuwały się nieco, ale żadna się dotąd nierozsypała. A było ich wiele i były różne, począwszy od nienazbyt staréj axamitem obitéj i galoném ozłoconéj, od cynowéj Augsburskiéj misternie rzeźbionéj i na głowach aniołków opartéj, do blaszanych, dębowych, i smolonych kłód, które wyglądały jak koryta nieforemne.
Na samo wejrzenie domyślałeś się w nich rycerzy, niewiast i dzieci, młodych nadziei pogrzebionych w kwiecie wieku, i starców, co do dna wypili gorzką czarę żywota. Te milczące szeregi, ściśnione, były wymówne... zdawały się u ołtarza Bożego klęcząc prosić o przebaczenie rodowi i potomstwu swojemu... zdawały się modlić i błagać... Znowu ze starym poklękliśmy.
Gdy wstałem łzę miałem w oku, ale pokój w sercu... spójrzałem ze czcią na tych modlących się po śmierci praojców zgasłéj rodziny, któréj xięgi ostatnią kartę wiatr poniósł gdzieś nad ocean i rzucił na ziemię wygnania.
— To — rzekł niepytany Piotr, poczynając od ołtarza i nieforemnych trumien najstarszych — to ten, co chodził do Palestyny... zabiwszy rodzonego brata... potém był w Rzy-