Zacząłem szukać napisu, alem go nigdzie niemógł znaleźć.
— A to kto? — spytałem Piotra.
— A to — odparł widocznie zakłopotany — a to... e! e! e! to pan wojewodzic.
— Ten sam co na górze w zamku?.. dodałem żywo.
— A ten sam, ten sam, — mówił Piotr odsuwając się powoli, jakby się namyślał milczeć czy odpowiedzieć. Alem na niego spójrzał błagającym wzrokiem z tak wymówną prośbą milczącą, że stary zatrzymał się wśród drogi, zawahał i dodał:
— To ten wojewodzic, który... który potém umarł braciszkiem u Kamedułów pod Krakowem...
— Jużciż wiecie co znaczy ten obraz... z trupią głową u góry, musieliście coś słyszeć o nim: proszęż was opowiedzcie mi...
— Przyznam się panu, że ja tam tego nigdy nikomu nieopowiadam, — szepnął starzec ruszając ramionami, — bo to widzi pan.... śmieją się, drwią, a pan Bóg więcéj może niż człowiek wymyśli, i taki wszystko to prawda!
Te słowa obudziły żywszą jeszcze we mnie ciekawość, począłem nalegać, i usiedliśmy na wschodkach podziemia naprzeciw ołtarza, poglądając zdala na trumny, — Piotr tak począł opowiadanie powoli:
— Wojewodzic ten miał na imię Żegota, — kiedy żył dalipan nieumiem panu powiedzieć, ale na trumnie gdzieś tam rok śmierci się znajdzie, to go sobie pan dójdziesz — zresztą i mniejsza o to. Co lata mają do historyi? wszystko jedno, kiedy się to działo, wczoraj czy pozawczoraj; dosyć, że co powiem — prawda święta. U nas to wszyscy wiedzą. Jak to już podówczas było we zwyczaju, ojciec wojewoda posłał z kimś młodego panicza za granicę dla ry-
Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.