Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

twarze i kapników, ale mijając daléj, gdy jednemu i drugiemu zajrzał w twarz, pobladł...
Szli to wszystko ludzie nieprości, ale ci oto, których tu pan widzisz w trumnach: dziadowie, pradziadowie, prababki wojewodzica, zdawna pomarli, których znał przecię z obrazów, tak żywo do malatur podobni, jakby ich z nich pozdejmował... Wojewodzic od razu zdrętwiał. Z początku myślał, że mu się w oczach dwoi; ale co się mocniéj przyglądał, tu wyraźniéj widział, że szeregiem i lat koleją, począwszy od piérwszego protoplasty, byli to wszystko jego rodzeni...
Szli tedy i płakali, modląc się i bijąc w piersi, a głośno odmawiając pacierze za duszę Żegoty...
Przesuwał się w pośród nich wojewodzic, chcąc minąć to przykre widzenie, daléj a daléj, aż doszedł tak do ojca i matki swoich, idących tuż za trumną wiezioną na wysokim wozie i płaczących tak gorzko, tak okrutnie, jęczących tak boleśnie, że się ich głos aż w zatwardziałéj duszy jego odezwał.
W tém kiedy rzuci okiem na trumnę odkrytą, zobaczył w niéj siebie jak stał, w tém samém odzieniu, leżącego na marach ze złożonemi rękami. Już mu tedy ochota od śmiechu i żartu cale odeszła, i zimnym potem oblany, ledwie żyw jechał za swoją trumną, nic niesłysząc, jeno narzekania rodzicielskie, jedną tylko wielką modlitwę za duszę swoję... a bał się nawet obejrzeć po za siebie, bo nie śmiał drugi raz spotkać wejrzenia ojca i matki, których się w dzieciństwie powstydził, — wielka boleść ogarnęła serce jego, skostniał cały.
Powiadają, że ten pochód trwał tak długo, iż wojewodzicowi czarny włos przez ten czas posiwiał na skroni,