Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

zbielał, i więcéj w tych godzinach postarzał, niżeli przez dziesięć lat rozpusty i zbytków...
Pochód żałobny przeszedł przez całe miasto, wysunął się aż w pola puste, daleko, a wojewodzic ściśnięty w tłumie niewiedząc co czyni, jechał za trumną niemogąc się ani cofnąć, ani obejrzeć. Zajechali tak aż do kościołka i klasztoru Kamedułów na Bielanach.
Zdala już świeciło we wszystkich oknach jego, i widać było wychodzącą ze światłami naprzeciw nieboszczyka processyę. Wkrótce ukazali się xięża, ale sami nieboszczycy — bo nogami niedotykali ziemi, a szli w powietrzu opromienieni, a w rękach trzymali nie pochodnie lub gromnice, ale płonące serca cierniem owite. Na czele ich leciał św. Romuald, starzec siwobrody w pustelniczéj sukni.
Niewiedział Żegota jak się dostał do kościołka, jak zlazł z konia, a gdy ukląkł na zimnym marmurze posadzki, pochylił się na grobowe kamienie i omdlał.
Gdy nazajutrz oczy otworzył, znalazł się w rękach xięży, którzy go trzeźwili i cucili, ale obudził się cale innym człowiekiem...
Wczorajszego widzenia pamięć tylko jakby snu rozwianego blaskiem słonecznym została; wiedział, że nocą dobił się do drzwi kościelnych, i na katafalku w pośrodku ujrzał trumnę próżną do jutrzejszego zgotowaną nabożeństwa...
I więcéj ztąd już niewyszedł: — widzenie nocne poruszyło go do głębi, zmieniło w gruncie i nawróciło duszę jego ku Bogu; — nazajutrz wstąpił do nowicyatu, oblókł suknię zakonną i w niéj rok przebywszy w anniwersarz owego widzenia, życia w skrusze i pokucie dokonał. Mówią, że u łoża miał jeszcze widzenie jedno całéj swéj świętéj rodziny, witającéj go z palmami i gorejącemi po-