Jest cóś przerażającego w tém milczeniu śmierci, w téj martwości trupów, którym żadne zaklęcie ust nierozwiąże, — w tém prawie zapomnieniu, które cięży nad światem.
W sto lat dzieje umarłych mięszają się jak ich kości, czyny jednych przyznają drugim, imiona mieniają, wypadki łączą, a na karb głośniejszych ludzi składają wszystko co gdzie jeszcze lata po świecie niedomarłego.
I tak, my niewiemy o przeszłości; przyszłość nic o nas wiedzieć niebędzie — zamiast życia naszego, stworzą nam późniéj jakieś inne do smaku tym, co w niem szperać zechcą, — badacz następny wywróci ten budynek z kart, inny go znowu wyrestauruje, aż się materyały w proch zetrą, i garść tego prochu a słowa martwe pozostaną ze wszystkiego — potém szczypta popiołu... potém i to wiatry rozniosą...
Historya z kolei, rejestr suchy lub romans niezabawny, argument i temat, zapożyczając życia u tych co ją wykładają, podsycana tchem najróżniejszych piersi, przystrajana w łachmanki różnobarwne, zszywane jak pstra suknia arlekina — pogrzebioną w końcu zostanie, jak ten nieszczęśliwy trup Sicińskiego, co wynalazł „Liberum veto”, co to go dzieci włóczyły po ulicach, ogryzały kozy głodne, a dziś w niedostatku trumny do szafy zamknięto... ad perpetuam memoriam.......
Smutne te myśli przychodziły mi do głowy obchodząc stare zamczysko, którego dawni właściciele z imieniem swém razem pogrzebani leżeli w grobach niedalekiego kościołka.
Imie to, niedawno jeszcze bardzo głośne i piękne, dziś już z ostatnią tarczą na pogrzebie roztrzaskane zostało i znikło. Potomek jego ostatni, zmarł gdzieś dale-