Żyd, który tu teraz panował, stał właśnie w progu wielkiego zamku i przypatrywał mi się zdaleka z miną dość kwaśną i pogardliwą, jakby był nierad odwiedzinom. Niebył to już ów Izraelita po-staremu odziany w tradycyonalny żupan i sobolowy kołpak, z rękami za pas czarny założonemi; ale mięszaniec, niedobitek wielkiéj rodziny rozproszonych, usiłujący się przekształcić na kosmopolitę robigrosza. Widać było, że dla imienia Europejczyka gotów się był wyrzec nawet cebuli. Ubrany bardzo wytwornie, palił cygaro Hawańskie puro, a z brody wyfryzowanéj i lakierowanych bócików widać było, że wolał Wrocław i Lipsk nad wspomnienie Jerozolimy, a może nawet czytał Mosesa Mendelsohna... i pewnie niewierzył już w nic prócz złotówki.
Gdym grzecznie podszedłszy do spadkobiercy wojewodów, prosił go o pozwolenie obejrzenia zamczyska, zaśmiał się szydersko odejmując od ust cygaro.
— Co tu jest do widzenia? — spytał pogardliwie — trochę gruzów? Ciekawszaby była moja fabryka i warsztaty nowego systemu, które sprowadziłem z Anglii.
— Zechciałeś pan! — rzekłem z uśmiechem, — każdy ma swoję słabość: pan do warsztatów nowego systemu, ja do gruzów i ruin starego systemu... wszakże to panu przykrości niezrobi.
— Opatruj pan sobie co chcesz, — rzekł, — dam nawet starego sługę, który oprowadzi i pokaże; cóżby mi to szkodzić miało? Dziwi mnie tylko, że się panowie rozczulać możecie nad tém i żałować... co słusznie upadło.
— Podniosłem nań oczy ciekawe.
— Słusznie? — zapytałem.
— Zapewnie, — rzekł. — Najprzód co upadło, to upaść zasłużyło... alles vas ist, ist vernünftig. A do czegoż dziś zamki? do czego nawet one były dawniéj? służyły do ucisku
Strona:PL JI Kraszewski Stary zamek.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.