Strona:PL JI Kraszewski W hotelach 15.png

Ta strona została uwierzytelniona.

a stół już daje czuć, że się ku Renowi i wpływowi francuzkiemu zbliżyło.
Stół, dnia tego obsadzony przeważnie miejscowymi, skromnymi gośćmi, był niezmiernie długi, ale przebiegając go oczyma z końca w koniec nie było na czém ich zatrzymać, tak pospolite, prozaiczne twarze, niewyszukanego typu, rysów startych, sznurem się przy nim ciągnęły...
Wtem zdala — zdało mi się — oczom nie wierzyłem — żem poznał owego pana Emila z Zürichu... naprzód nie przyszło mi na myśl ani jego nazwisko, ani jego osobistość, twarz tylko czułem znaną... Nie rychło sobie przypomniałem Zürich i smutną historyą panny Emilii.
Wtem z za Emila ukazała mi się rozparta w krześle, w nadzwyczaj wytwornéj toalecie podróżnéj — kto?? owa panna Emilia sama!!
Nie mogłem wyjść z podziwiania. Podobieństwo mogło mnie jakieś uwieść. Emil w téj chwili włożył na nos lornetkę zaczął się gościom przypatrywać, wzrok zatrzymał długo na mnie, skinąłem głową.
Odkłonił mi się mocno wzruszony i niespokojny. Towarzyszka, któréj coś szepnął, podniosła się nieco, spojrzała obojętnie i zagłębiła w swojém krześle, bawiąc wachlarzem; jadła mało.
Piękność jéj wcale nie straciła na tych przeżytych latach, owszem zdawała się bujniéj rozkwitłą a wielka staranność o jéj utrzymanie podnosiła ją jeszcze.
Z rodzajem szyderskiego lekceważenia spoglądała na mniéj niż skromne, a nadzwyczaj niesmaczne ubrania frankfurckich pań; one też z oka jéj nie spuszczały, gdyż była jedyną elegantką pur sang na sto osób... Emil wyglądał mocno podstarzały, znużony życiem.